środa, 9 grudnia 2015

6. Hey stoopid!

- Możesz powtórzyć? - spytał Slash, siedząc z AMelisą na kanapie.

Axl westchnął zrezygnowany, popatrzył w okno, po czym niechętnie zebrał się na powtórzenie wiadomości.

- Jestem oskarżony o gwałt. - rzekł desperacko, powracając skruszonym wzrokiem na znajomych.

- Kogo?

- Nie wiem, nie znam jej. - wzruszył ramionami. - To znaczy... - przerwał na moment, szukając odpowiednich słów. - Poznałem tego samego wieczoru, którego policja mnie zgarnęła. Problem w tym, że nic nie pamiętam.

Izzy mruknął coś smętnie pod nosem, czując w środku, że gdyby go wtedy nie zostawił, do niczego by nie doszło.

- A co zrobiłeś z tymi papierami ze stołu? - zaciekawił się Duff, opierając łokcie na kolanach.

- Jakimi papierami? - rudowłosy zmarszczył brwi, patrząc niezrozumiale na blondyna.

- Na stole w salonie leżały dokumenty... - wydukał basista, wzrokiem wędrując na szatyna. - Skoro nie Ty je zabrałeś, to ktoś musiał się włamać...

- O czym Ty gadasz? - wokalista próbował za wszelką cenę dowiedzieć się, o co przyjaciel usiłował go oskarżyć.

- Nie zdenerwuj się, ale... - zaczął Stradlin. - Na początku byliśmy w stu procentach pewni, że to Ty jesteś ojcem Ethana...

Oniemiały Rose spojrzał na rytmicznego skonfundowanym wzrokiem, mówiącym jedynie ''co kurwa?''.

- Jakiego znowu Ethana? Nie mam żadnego dziecka! - wykrzyczał William, machając rękami na wszystkie strony.

- Nieważne... - mruknął gitarzysta. - Mamy poważny problem. - popatrzył wymownie na znajomych.

***


Judy czekała w samochodzie, aż Adler zbierze cztery litery i w końcu opuści ten obskurny szpital. Cały ranek siedziała u Skarlet, ale chłopcy poprosili ją o odebranie Popcorna. Zgodziła się bez większych oporów, bowiem i tak musiała wrócić do domu, żeby wreszcie odpocząć. Zamyślona patrzyła w przestrzeń przed sobą. Z przyzwyczajenia, prawą dłoń wciąż trzymała na kierownicy starego auta.

- Cześć! - krzyknął pełen energii Steven, pakując się radośnie do samochodu.

Dziewczyna spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem, po czym uwagę przeniosła na bagaże przyjaciela, które latały w te i wewte.

- Hej. - mruknęła po dłuższej chwili milczenia, a na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.

- Co się stało?

- A co się miało stać? Wszystko dobrze. - zapewniała brunetka, czekając, aż sznurek samochodów przejedzie, a ona będzie mogła opuścić szpitalny parking.

- Mhm... Wiesz... - zaczął perkusista, wyglądając przez okno. - W sumie to mógłbym tam zostać.

- Dlaczego?

- Było jedzenie. - zaśmiał się, ale nie był to typowy, stevenowy śmiech. - No i byli ludzie. - dodał, gdy poczuł na sobie pytający wzrok Brown.

- W Hellhousie też są ludzie. - odparła po krótkiej analizie.

- Nawet dużo. - potwierdził kiwnięciem głowy. - Ale co z tego, skoro z nikim nie można porozmawiać? - przeniósł niebieskie oczy z powrotem na Judy.

Nie odpowiedziała. Westchnęła cicho, wpatrzona w drogę. Od śmierci siostry mieszka sama, więc wie, o czym mówił pudel. Wciąż nie jest w stanie wybaczyć sobie tamtej feralnej nocy.
Trzy lata temu, brunetka jeszcze twardo siedziała w bagnie. Narkotyki dostały się w jej ręce, gdy miała 16 lat, wtedy razem ze Skarlet poznały Chrisa. Jane, jej młodsza o dwa lata siostra, zmarła w jej rękach, wskutek przedawkowania heroiny. Nigdy nie zapomni widoku martwej czternastolatki.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po całym ciele dziewczyny. Dopiero po pewnym czasie zorientowała się, że Popcorn coś do niej mówi.

- … A Ty jak myślisz? - powierzchnia siedzenia samochodowego ewidentnie nie wystarczała Adlerowi, który cały czas podskakiwał i machał rękami.

- Tak samo. - ozwała się niepewnie, zatrzymując samochód na światłach.

- Jak kto? - dopytywał Steve, wyglądając przez szybę i obserwując przechodnich.

- Nie wiem, jaki mam wybór? - wzrok skupiła na sklepie botanicznym, w którym niegdyś pracowała.

Pytanie było niepotrzebne. Jej myśli znów powróciły do starych czasów. Wspomnienia, mimo że nie zawsze przyjemne, poprawiły humor dobitej dziewczynie.



***

Rudowłosy stał przed ciemnymi drzwiami, czekając, aż ktoś je otworzy. Oczywiście tylko jedna osoba mogła to zrobić i to właśnie na nią czekał.

- Co Ty tutaj robisz? - mruknęła oschle brunetka, niechętnie patrząc na wokalistę.

- Erin, posłuchaj...

- Nie chcę.

- Trudno, ale musisz. - bez większego problemu przedostał się do salonu Everly.

- Axl, wyjdź stąd. - dziewczyna wciąż trzymała dłoń na klamce, obdarowując Rose'a nieufnym spojrzeniem.

Chłopak stał przez chwilę bez ruchu, w głowie układając sobie scenariusz. Oczywiście przed przyjazdem już jeden zaplanował, ale nie do końca wypalił.

- Nigdy nie dajesz mi się do końca wytłumaczyć, więc bądź przez chwilę cicho i uważnie mnie wysłuchaj. - rzucił w jej stronę, gdy Erin ponownie otworzyła usta. - Nie zaprzeczam, że jej nie zgwałciłem, bo nic z tamtej nocy nie pamiętam. Byłem pijany, mogłem zrobić dosłownie wszystko, więc dlaczego robisz z tego taką wielką awanturę? - mówił spokojnym tonem, opierając się o drewniane krzesło.

- Nie robię awantury, powiedziałam Ci, co chcę, a teraz się tego trzymam. - westchnęła znudzona, podtrzymując ścianę w przedpokoju.

- I jesteś z tego zadowolona? - uniósł głowę do góry, wypuścił głośno powietrze, po czym nie czekając dłużej na odpowiedź, kontynuował. - Możemy zacząć od nowa...

- Ile już razy zaczynaliśmy od nowa? - wybuchnęła Everly, tym samym przerywając zdziwionemu rudowłosemu, który spojrzał na nią zaskoczony. - Po prostu stąd idź. - dodała ciszej, wchodząc do łazienki.

Wokalista wywrócił oczami, ale zgodnie z poleceniem, a raczej prośbą, opuścił dom, wychodząc na mokry od deszczu taras.


- I tak tu wrócę. - mruknął niewzruszony.


***

Slash siedział zamyślony na fotelu w Hellhousie. Razem z przyjaciółmi usiłował dojść do wniosku, dlaczego to wszystko wydarzyło się właśnie im.

- To mi nie pasuje! - jęknął zrezygnowany, rzucając się na oparcie.

- Dlaczego? Wszystko ma sens. Zobacz, bandytom zależy na tym, żeby dowiedzieć się, kto jest ojcem małego. Skarlet wychodząc ze szpitala, posiadała już taką wiedzę. Pytanie tylko, czy im powiedziała. - tłumaczył spokojnie Izzy.

- No dobra, ale skąd oni wiedzieli, że doktor Smith dzwonił właśnie po to? Skąd oni w ogóle wiedzieli, że dzwonił? - wykłócał się Mulat.

- Racja... - westchnął Duffy, delektując się swoją czystą.

- Musieli słyszeć tę rozmowę... Axl, ktoś oprócz Was był w domu? - spytał szatyn, kierując wzrok na zamyślonego Rose'a. -Axl?

- Co? - otrzeźwiał po chwili, kompletnie nie zdając sobie sprawy, o czym rozmawia reszta zbiorowiska.

- Byliście wtedy sami? - wszystkie pary oczu były skierowane w jego stronę.

- Kiedy? - wyraz twarzy chłopaka nadal mógł pozostawiać pewne wątpliwości; czy on aby na pewno ich słucha?

- Tego dnia, gdy porwali Skarlet. Poszedłeś z nią do domu, ktoś oprócz Was jeszcze był?

- Nie. - zaprzeczył automatycznie ruchem głowy, będąc pewnym swojej odpowiedzi.

- Na pewno?

- Na pewno, przecież porywacze nie słyszeli, co mówi lekarz. Ten, kto dał im znać, albo sam uprowadził Skarlet, musiał być w szpitalu i wiedzieć, o czym rozmawiają. - rzekł Jerah, robiąc pozę filozofa.

- No to świetnie, znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. - oznajmił ponuro rytmiczny, podnosząc się z sofy. - Idzie ktoś do The Roxy? - rzucił przez ramię, zakładając czarną ramoneskę.

- Ja! - krzyknął Axl, zrywając się z fotela i w mgnieniu oka zajmując miejsce tuż przy boku przyjaciela.

***

- Gdzie byłeś całe południe? - zagadał w końcu Stradlin, siedząc z rudym w barze, od dobrych dwóch godzin.

- U Erin. - wybełkotał, patrząc się w dal zatłoczonego The Roxy.

- I jak?

Chłopak wzruszył jedynie ramionami, jeżdżąc szklanką z piwem po stoliku.

Cisza nie zapadła, ponieważ w lokalu grał aktualnie jakiś punkowy zespół, zagłuszając dosłownie wszystko i wszystkich. Ludzie kręcili się we wszystkie strony świata, rozlewając alkohol oraz inne trunki, gdzieś z boku prowadząc zacięte bijatyki, na które i tak nikt nie zwracał większej uwagi, a jeszcze w innym miejscu oddając się w ręce boga Min'a.

- Znam tego gościa. - ogłosił nagle Will, powracając myślami oraz wzrokiem na Ziemię.

- Którego? - Jeff przeniósł ciemne oczy na mężczyznę, który wywołał ożywienie Axla.

- Tamtego! Kto to jest?

- Skąd mam wiedzieć... - westchnął zmęczony szatyn, zaczepiając jakąś kelnerkę. - Kto to jest? - spytał, kiwnięciem głowy wskazując na starszego mężczyznę.

- Andrew Czezowski, szef klubu. - uśmiechnęła się blondynka.

- Skąd Ty go znasz? - Izzy kiwnął głową w podziękowaniu, a następnie zwrócił uwagę ponownie na wokalistę, który rozłożył się ramionami na stole, wpatrując w tego jednego osobnika.

- Wychodził wtedy ze szpitala. - pozycja Rose'a wyglądała co najmniej dziwnie, ale na szczęście w takim miejscu, mało kto się tym interesował.

- Skarlet znaleźli na tyłach The Roxy. - wspomniał Stradlin. - Trzeba by było pogadać z kolegą.

- Przyjaciółka Stevena tu pracuje. - uśmiechnął się nagle rudy.

***
- Judy! - krzyknął Jerah, wbiegając do mieszkania dziewczyny.

- Co się stało? - dziewczyna zmarszczyła brwi, patrząc z oniemiałym wyrazem twarzy, na wesołego szatyna.

- Udało się!

- Co się udało? - zdumiona mina brunetki idealnie ukazywała myśli Brown.

- Dwie godziny temu Skarlet się obudziła! To znaczy, teraz śpi, ale lekarz jest pewien, że wszystko będzie dobrze. Poza tym powiedział, że są duże szanse na uratowanie dziecka. - mówił to tak szybko, że Judy zdążyła zakodować jedynie ''Skarlet, się obudziła''.

Przez chwilę stali w bezruchu; szatyn z wyraźną euforią, natomiast mózg dziewczyny wciąż trawił napływ słów Jeremiaha. Kiedy w końcu dotarło do niej, o czym właśnie zawiadomił ją przyjaciel, uśmiechnęła się szeroko.

- Wreszcie! - odsapnęła, mając świadomość, że szatynka jest już bezpieczna. - Ktoś z nią rozmawiał?

- Nie, doktor jeszcze nikogo nie wpuszcza. Grunt, że żyje. - odpowiedział opanowanym już głosem. - Mam zamiar ją właśnie odwiedzić, jedziesz?

- Pewnie, wezmę tylko kurtkę.

***
Podczas gdy dziewczyny stały przy szybie i machały do Harrison, Izzy wraz z Axlem dyskutowali na temat szefa The Roxy.

Na korytarzu zrobiło się tłocznie, pielęgniarki były wszędzie, tylko nikt nie wiedział dlaczego. Lekarz był w sali u Skarlet, która w końcu wróciła do żywych. Oczywiście doktor opiekujący się szatynką, został obsypany pytaniami na temat Ethana, a także tekstami typu ''niech pan ich ode mnie pozdrowi!''. Skupiony był bardziej na wynikach, więc dziewczyny nie słuchał, kiwał tylko głową, mówiąc coś do siebie pod nosem.

- I jeszcze jakby Pan mógł powiedzieć Judy, żeby przyniosła mi książkę... - wyliczała na palcach.

- Tak. - oznajmił nagle, odwracając się od łóżka i podchodząc do jakiegoś dziwnego urządzenia.

- Co tak? - skrzywiła się, zbulwersowana, iż mężczyzna przerwał jej wypowiedź.

Odpowiedzi nie uzyskała. Medyk latał od siostra do siostry, które prowadziły jakieś badania w probówkach, mazały coś w notatkach i Bóg jeden wie co jeszcze.
Wywróciła oczami, po czym skierował je na szybę, za którą znajdowali się jej przyjaciele. Brown i Williams cały czas stały z twarzami wlepionymi w szkło, a reszta o czymś gadała. Jeszcze nie wiedziała o czym, ale miała zamiar się dowiedzieć.
Nagle w progu drzwi korytarza, stanęło dwóch funkcjonariuszy. Slash wymamrotał coś niezadowolony, aczkolwiek Duff machnął na nich ręką, i powrócił do dyskusji.

- Musimy porozmawiać z dziewczyną. - rzekł mundurowy, kiedy lekarz wyszedł na zewnątrz sali.

- Niestety, teraz nie można. Musimy przeprowadzić jeszcze kilka badań.

- To ważne. - nalegał drugi z policjantów, wcześniej dokładnie przyglądając się grupce znajomych, którzy wlepili oczy w doktora.

- Rozumiem, ale naprawdę nie mogę Panów wpuścić. Dziewczyna jest jeszcze zbyt słaba. - gestykulował rękami.

- Doprawdy? - mruknął gliniarz, wątpliwie obserwując szczerzącą się Skarlet. - Nie wygląda. - dopowiedział, gdy Harrison zaczęła wymachiwać rękami, aby wytłumaczyć coś przyjaciółkom.

Eskulap zerknął ukradkiem na pacjentkę. Chrząknął zakłopotany, w dalszym ciągu upierając się, że ona naprawdę nie jest w stanie teraz rozmawiać. Sam nie wiedział, jakim cudem szatynka ma tyle energii, ale w szpitalu obowiązują pewne prawa i trzeba ich przestrzegać.

- Steve? - rozpoczął rudowłosy, jako pierwszy odrywając wzrok od mężczyzny w kitlu.

- Co?

- Ta Twoja koleżanka z The Roxy, jak ona się nazywała?

- Debborah. - blondyn popatrzył na niego uważnie, zastanawiając się, po co przyjacielowi takie informacje.

- Myślisz, że mogłaby załatwić nam spotkanie z szefem?

- Mogę zapytać. - wesoły uśmiech zawitał na twarzy perkusisty, gdy w końcu poczuł się ważny.

- Patrzcie co mam! - oświadczyła zadowolona Judy, ukazując znajomym kawałek papieru.

- Kartkę? - odpowiedź zabrzmiała jak pytanie, a Izzy spojrzał zdezorientowany na brunetkę.

Dziewczyna pokręciła głową, uznając przyjaciela za idiotę.


- Listę nazwisk matki Ethana. - wyjaśniła tonem ''przecież to oczywiste'', a następnie podając fiszkę McKaganowi.


Basista przejechał wzrokiem po notatce. Zatrzymał się tylko przy jednym imieniu – tak jakby je skądś znał. I to nawet bardzo dobrze. Gdy uświadomił sobie, która kobieta nosiła owo nazwisko, strzelił facepalma, a w myślach okrzyknął się największym bezmózgowcem chodzącym po tej planecie.
Hand Signal...Rock On