-
Gdzie jest do cholery moja kurtka... - mruknął pod nosem Duff,
grzebiąc w szafie już dobre trzy godziny.
Cały
pokój zawalony był ubraniami, które albo nie należały do żadnego
członka zespołu, albo nie były już nikomu do niczego potrzebne.
Blondyn
wyrzucał co chwilę kolejne szaliki, czapki i innego tego typu
rzeczy, w głębi duszy mają nadzieję, że jego kochana, jeansowa,
ocieplana kurtka jeszcze się odnajdzie.
-
Co Ty robisz? - spytał Slash, wędrując do kuchni po sok
pomarańczowy.
-
Szukam kurtki. - odparł zmęczony McKagan, nie patrząc na
przyjaciela.
-
W tej szafie? Przecież nie była otwierana od wieków. - kontynuował
zaskoczony Mulat.
-
No gdzieś musi być, prawda.
Gitarzysta
popatrzył dziwnym wzrokiem na Duffa, wzruszył ramionami i pognał
do lodówki. Basista westchnął zrezygnowany, zdając sobie sprawę,
że Saul ma rację. On sam dostrzegł tę szafę dopiero dwa miesiące
temu, kiedy to pamiętnego wieczoru obudził się właśnie w niej.
Początkowo myślał, że to nie jego dom, ale po wyjściu i
powierzchownym przeanalizowaniu otoczenia, wywnioskował, że to
jednak Hellhouse.
-
4 miesiące w niewiedzy... - powiedział cicho, wspominając ten
dzień.
-
Wypiłeś mój sok?! - do salonu ponownie wparował Hudson, o tyle,
że tym razem nieco rozgniewany.
-
Jezu, jaki sok?
-
Pomarańczowy.
-
Nie. - zaprzeczył blondyn, wracając do dalszego odkrywania szafy.
-
To gdzie on jest?
-
A skąd ja mam to wiedzieć? - spojrzał na Mulata z politowaniem. -
Napij się wody. - dodał, wracając do ''pracy''.
-
Ale ja mam uczulenie na wodę! - oburzył się gitarzysta.
-
Slash, nie można mieć uczulenia na wodę. - jęknął Duffy.
-
Ja mam.
McKagan
miał zamiar pouczyć swojego przyjaciela, iż na wodę naprawdę
nie da się mieć uczulenia, ale w tym samym momencie, kiedy otworzył
usta, do Hellhouse'a przyszła do granic możliwości zdenerwowana
Judy.
-
Zgubiłaś kurtkę, czy ktoś Ci wypił sok, a masz uczulenie na
wodę? - spytał zrezygnowany basista, patrząc na brunetkę.
Dziewczyna
zerknęła na niego dziwnym wzrokiem, jakby nie wiedząc, o co
chodzi.
-
Duff, co... uczulenie na wodę... Ty jesteś normalny?
-
Właśnie. Gadasz jakieś głupoty... - poparł ją Hudson.
Gdyby
wzrok blondyna mógł zabić, Slash leżałby właśnie martwy. Na
szczęście basista nie posiadał takiej umiejętności, a Mulat
uśmiechnął się jedynie szeroko i pobiegł do pokoju. Michael
westchnął cicho, a za chwilę zwrócił uwagę z powrotem na
przyjaciółkę.
-
No więc co się stało?
-
Znowu chcą mnie przenieść do Szwajcarii. - brunetka siedziała na
kanapie z założonymi rękami, patrząc na drzwi.
-
Po co?
-
Szef twierdzi, że tam są lepsze warunki na rozwój młodego
człowieka. - wzruszyła ramionami.
-
Z tego, co pamiętam, Twoja ostatnia podróż firmowa nie skończyła
się dobrze. - zaśmiał się McKagan, przypominając sobie, jak to
Judy zgubiła się w hotelu i musiała wracać kolejnym samolotem.
-
Właśnie, gdzie jest Steven? Mam do niego sprawę. - ożywiła się
Brown.
-
Nie wiem, nie wrócił jeszcze...
-
Jeszcze? Ile czasu można siedzieć w barze?
-
W jego przypadku? Długo. Raz siedział aż cztery dni. Wyobrażasz
to sobie?
***
-
Izzy! Cześć! - do stolika szatyna dosiadł się Sebastian.
-
Jak trasa? - spytał rytmiczny, wypijając kolejny kieliszek wódki.
-
Świetnie było. Co prawda hotel taki sobie, ale jaka miła obsługa!
- wybuchnął śmiechem. - Czekasz na chłopaków?
-
Tak, skąd wiesz? - zdziwił się Jeff.
-
Mijałem ich w wejściu, myślałem, że przygotowujecie się do
koncertów, a tu nagle Ciebie spotykam!
-
Próby nam się trochę rozjeżdżają. - gitarzysta bawił się,
pustym już, kieliszkiem, co chwile do niego zaglądając.
Nie
chciał opowiadać o problemach zespołowych, nie lubi się zwierzać.
Nie dlatego, że nie ufa Bazowi, po prostu... sprawy wewnętrzne.
Ulżyło mu, gdy wokalista nie wypytywał dalej, tylko zamówił
kolejną kolejkę. Pić akurat może z każdym.
-
Dobra, muszę do domu wracać. - wydukał pijany Izzy, opierając się
o Bacha.
-
Daj spokój, zostańmy jeszcze trochę. - poprosił blondyn,
podnosząc dłoń, aby zamówić jeszcze więcej alkoholu.
-
Ok, jedno piwo, ale potem idę. - zgodził się ostatecznie Stradlin,
siadając w pozycji pionowej.
-
Na trzy i do dna. - zarządził Baz.
Po
15 minutach udało im się znaleźć drzwi wyjściowe. Zimne
powietrze od razu uderzyło w ich rozgrzane ciała. No bo w końcu,
kto normalny nosi w zimę kurtkę.
Wlekli
się ulicami, gubiąc wielokrotnie wątek rozmowy i zaczynając
kolejny. Kilku przechodnich podeszło nawet do Izziego prosząc o
autograf, na co rytmiczny odpowiadał im jedynie, że nie jest
Robertem De Niro. Prawdziwy kłopot nadszedł, gdy usłyszeli syrenę
policyjną. W przestrachu zaczęli biec ile sił w nogach, ale
niestety nie udało im się uciec od przeznaczenia.
-
Dobry wieczór, co panowie robią o tej godzinie na ulicy i to w
takim stanie? - zapytał jeden z mundurowych.
-
Gonimy jelenie. - zaśmiali się.
-
Adrian, może zaprosimy nowych kolegów do samochodu? - zaproponował
drugi z gliniarzy, bacznie obserwując zachowanie pijanych muzyków.
-
Bardzo chętnie. - mężczyzna wysiadł, otworzył tylne drzwi
samochodu i wymownie popatrzył na przyjaciół.
-
Przepraszam, ale rodzice zawsze powtarzali mi, żeby nie wsiadać z
nieznajomymi do auta. - odmówił kategorycznie rytmiczny, potykając
się o ławkę.
-
Adrian, miło mi Was poznać. - policjant wyciągnął rękę przed
siebie, zachęcająco się przy tym uśmiechając.
Baz
z Jeffem popatrzyli po sobie, a następnie podali dłonie
mundurowemu.
-
No, teraz możemy wsiadać! - zaśmiali się, zamykając za sobą
drzwi auta.
***
-
Myśl Slash, myśl. - Mulat siedział na kanapie przed Duffem i
Brown, którzy patrzyli na niego wzrokiem, jakby gitarzysta miał co
najmniej możliwości zbawienia ludzi.
-
Ale to Ty go ostatni raz widziałaś! - jęknął gitarzysta.
-
Judy? - basista przerzucił wzrok na przyjaciółkę.
-
No... Siedział u siebie w pokoju. Powiedział mi tylko gdzie poszli
Axl i Steven, a potem pobiegłam do baru... znaczy miałam pobiec do
baru, ale zadzwonił szef. - wspominała powoli. - W końcu
przywędrowałam tutaj. - dokończyła.
-
Właśnie, a gdzie podział się Rose z tym błaznem?
-
Świetnie, niedługo trasa, a połowy naszego zespołu nie ma i nie
wiadomo gdzie są. - załamał się McKagan, chowając głowę w
poduszkę.
Po
domu rozległ się dźwięk telefonu. Oczywiście nikt nie był
chętny go odebrać; wszyscy tylko podnieśli głowy i popatrzyli w
owym kierunku.
-
Halo? - zapytał gitarzysta, który po kilku sekundach miał już
dosyć tego okropnego odgłosu. - Izzy! Gdzie Ty jesteś?
-
Jedna zguba się odnalazła. - mruknęła brunetka.
-
A Axl i Steven są z Tobą? - spytał z nadzieją w głosie. - Aha...
Dobra, przyjedziemy jak najszybciej będziemy mogli.
-
Gdzie jest? - Michael podniósł się ociężale, czując, że
rytmiczny wpakował się w jakieś kłopoty.
-
Izba wytrzeźwień. - wybełkotał Hudson. - Naszych z nim nie ma,
ale jest Sebastian. - wzruszył ramionami, zgarniając z komody
kluczyki od samochodu.
-
Dzień dobry, na izbę wytrzeźwień to którędy? - spytał blondyn,
opierając się łokciami o blat recepcji.
-
Na drugim piętrze za metalowymi drzwiami. - odparła kobieta
zapatrzona w ekran.
-
Magnum to bez wątpienia najciekawszy pomysł na zabicie czasu. -
uśmiechnęła się Brown, zwracając uwagę na monitor.
-
Dobra, chodźcie. - machnął ręką Duffy, przyglądając się
plakatom na ścianach.
Bez
problemu dostali się za żelazne wrota, napotykając przy okazji
kilku znajomych. Widok nieco ich zaskoczył; ludzie w szlafrokach, z
kubkami kawy chodzili zaspani po korytarzu. Przypominali trochę
zombie, przynajmniej takie wrażenie odniósł Slash.
-
I jak my mamy znaleźć tutaj Izziego... - westchnęła dziewczyna.
-
Może spytamy jakiegoś lekarza. - zaproponował McKagan, omijając
ludzkie słupy.
-
Hej! Tutaj!
Krzyk
dobiegł z jednego z pomieszczeń. Spodziewali się Stradlina,
ujrzeli Rachela.
-
Cześć... - powiedział niepewnie Mulat. - Ty też tutaj?
-
Nie, przyjechaliśmy po Baza. A, Izzy jest w sali obok, miałem Wam
przekazać. - uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.
-
W końcu jesteście! - rytmiczny przywitał znajomych głośnym
okrzykiem.
-
W końcu to się może opamiętaj. - wymamrotał Duff, siadając na
parapecie z paczką papierosów.
-
Co?
Basista
pokręcił głową, chowając zapalniczkę do kurtki.
-
Jak Ty się tutaj w ogóle znalazłeś? - spytała Judy, siedząca na
szafce.
-
Nie wiem, jak wstałem, to już tu byłem. - odparł krótko, ale
widząc wątpliwe spojrzenia znajomych, rozbudował wypowiedź. - Nie
było żadnego lekarza, pielęgniarki... To wyszedłem i zapytałem
ludzi. Facet w pokoju obok powiedział, że nas tutaj w nocy policja
podrzuciła, ale doktor nadzorujący nie mógł się nami zająć, bo
na sale operacyjną przywieźli jakiegoś kolesia mocno
poszkodowanego.
-
Całe szczęście, że Ty jesteś cały. - zakomunikował Hudson,
kiwając przy tym głową.
-
A właśnie, Axl i Steve nadal nie wrócili? - przypomniał sobie
Jeff.
-
Jak wychodziliśmy, to ich nie było.
-
Sebastian mówił, że jak wchodził do baru, to minął ich w
wejściu. - przypomniał sobie, łykając jakieś tabletki. -
Witamina C. - wyjaśnił, czując na sobie podejrzliwy wzrok
przyjaciółki.
-
To jak, wyszli i nie wrócili? - zastanawiał się głośno blondyn,
wyglądając przez okno.
-
Może się zgubili? - zachichotał Slash.
-
Kretyn. - mruknął McKagan.
-
Ale proszę mnie nie obrażać. - upomniał się gitarzysta.
-
Wiecie co... - westchnęła Judy. - Ja to pójdę odwiedzić Skarlet.
-
Iść z Tobą? - zapytał Mulat.
-
Nie... Omówcie jakieś sprawy koncertowe czy coś. - zaproponowała,
zamykając za sobą drzwi.
-
Hej, jak się czujesz? - zajrzała do sali.
-
Cześć, bardzo dobrze. - uśmiechnęła się do przyjaciółki, gdy
ta siadła na łóżku obok. - Przenieśli Ethana do jakiegoś bardzo
tajnego miejsca. Wczoraj przyleciał po niego helikopter, podobno
mały miał problemy z oddychaniem.
-
Poważnie? Skąd wiesz? - zdziwiła się brunetka.
-
Lekarz mi mówił. A co u Was?
-
No, co prawda Gunsi nie dostali Nagrody Grammy, a Hellhouse nie
zamienił się w kościół... - zaśmiała się Brown. - … ale
Izzy wylądował na izbie wytrzeźwień, Axl i Steven gdzieś
zniknęli, a mnie chcą wysłać do Szwajcarii.
-
Po co? - szatynka zrobiła wielkie oczy, wiedząc, że jej
przyjaciółki nie wysyła się nigdzie dalej niż monopolowy dwie
ulice dalej, bo się zgubi.
-
Lepszy rozwój i inne takie pierdoły. - odpowiedziała spokojnie. -
Wiadomo już co z dzieckiem? - spytała, patrząc na brzuch
Harrison.
-
Jutro po południu przyjdzie ginekolog.
-
Słuchaj, skoro nam udało się tu przeżyć, to o malucha możesz
być spokojna. - pocieszyła ją Brown, tym samym przerywając ciszę.
-
To prawda... - zaśmiała się cicho. - Właśnie, wspominałaś coś,
że Axl i Steven zaginęli?
-
No... - wypuściła głośno powietrze. - Nikt nie wie co się z nimi
dzieje, nie wrócili do domu od wczorajszego wieczoru. Podobno wyszli
z The Roxy, potem słuch o nich zaginął. - wzruszyła ramionami.
-
Mam tylko nadzieję, że żaden z nich nie jest tym, co go wczoraj
przywieźli. - mruknęła szatynka.
-
Izzy coś wspominał...
-
Brał udział w nielegalnych wyścigach motocyklowych, jechał za
szybko i zderzył się z jakąś osobówką. - wytłumaczyła
dziewczyna, dziwnym wzrokiem patrząc na ścianę.
-
To też wiesz od lekarza? - zażartowała brunetka.
-
Tak, był rano i opowiedział mi o wszystkich nowościach szpitalnych
z ostatnich 24h! - przytaknęła zadowolona Harrison.
-
Znaleźli chłopaków! - nagle do sali wbiegł zziajany Duff.
-
Tak? A gdzie są? - zapytały pogodnie dziewczyny, spodziewając się
jakiejś głupiej odpowiedzi.
-
W szpitalu w Tennessee.
Obydwie
popatrzyły na blondyna zdezorientowanym wzrokiem.
-
Czemu w szpitalu i co oni robią w Tennessee? - pierwsza odezwała
się Skarlet, której uśmiech od razu zszedł z twarzy.
-
Właśnie nie wiadomo, policja próbuje ustalić. Zasadniczo nic im
nie jest, jutro wieczorem mają samolot do Los Angeles.