czwartek, 3 marca 2016

8. Hello Tennessee

- Gdzie jest do cholery moja kurtka... - mruknął pod nosem Duff, grzebiąc w szafie już dobre trzy godziny.

Cały pokój zawalony był ubraniami, które albo nie należały do żadnego członka zespołu, albo nie były już nikomu do niczego potrzebne.
Blondyn wyrzucał co chwilę kolejne szaliki, czapki i innego tego typu rzeczy, w głębi duszy mają nadzieję, że jego kochana, jeansowa, ocieplana kurtka jeszcze się odnajdzie.

- Co Ty robisz? - spytał Slash, wędrując do kuchni po sok pomarańczowy.

- Szukam kurtki. - odparł zmęczony McKagan, nie patrząc na przyjaciela.

- W tej szafie? Przecież nie była otwierana od wieków. - kontynuował zaskoczony Mulat.

- No gdzieś musi być, prawda.

Gitarzysta popatrzył dziwnym wzrokiem na Duffa, wzruszył ramionami i pognał do lodówki. Basista westchnął zrezygnowany, zdając sobie sprawę, że Saul ma rację. On sam dostrzegł tę szafę dopiero dwa miesiące temu, kiedy to pamiętnego wieczoru obudził się właśnie w niej. Początkowo myślał, że to nie jego dom, ale po wyjściu i powierzchownym przeanalizowaniu otoczenia, wywnioskował, że to jednak Hellhouse.

- 4 miesiące w niewiedzy... - powiedział cicho, wspominając ten dzień.

- Wypiłeś mój sok?! - do salonu ponownie wparował Hudson, o tyle, że tym razem nieco rozgniewany.

- Jezu, jaki sok?

- Pomarańczowy.

- Nie. - zaprzeczył blondyn, wracając do dalszego odkrywania szafy.

- To gdzie on jest?

- A skąd ja mam to wiedzieć? - spojrzał na Mulata z politowaniem. - Napij się wody. - dodał, wracając do ''pracy''.

- Ale ja mam uczulenie na wodę! - oburzył się gitarzysta.

- Slash, nie można mieć uczulenia na wodę. - jęknął Duffy.

- Ja mam.

McKagan miał zamiar pouczyć swojego przyjaciela, iż na wodę naprawdę nie da się mieć uczulenia, ale w tym samym momencie, kiedy otworzył usta, do Hellhouse'a przyszła do granic możliwości zdenerwowana Judy.

- Zgubiłaś kurtkę, czy ktoś Ci wypił sok, a masz uczulenie na wodę? - spytał zrezygnowany basista, patrząc na brunetkę.

Dziewczyna zerknęła na niego dziwnym wzrokiem, jakby nie wiedząc, o co chodzi.

- Duff, co... uczulenie na wodę... Ty jesteś normalny?

- Właśnie. Gadasz jakieś głupoty... - poparł ją Hudson.

Gdyby wzrok blondyna mógł zabić, Slash leżałby właśnie martwy. Na szczęście basista nie posiadał takiej umiejętności, a Mulat uśmiechnął się jedynie szeroko i pobiegł do pokoju. Michael westchnął cicho, a za chwilę zwrócił uwagę z powrotem na przyjaciółkę.

- No więc co się stało?

- Znowu chcą mnie przenieść do Szwajcarii. - brunetka siedziała na kanapie z założonymi rękami, patrząc na drzwi.

- Po co?

- Szef twierdzi, że tam są lepsze warunki na rozwój młodego człowieka. - wzruszyła ramionami.

- Z tego, co pamiętam, Twoja ostatnia podróż firmowa nie skończyła się dobrze. - zaśmiał się McKagan, przypominając sobie, jak to Judy zgubiła się w hotelu i musiała wracać kolejnym samolotem.

- Właśnie, gdzie jest Steven? Mam do niego sprawę. - ożywiła się Brown.

- Nie wiem, nie wrócił jeszcze...

- Jeszcze? Ile czasu można siedzieć w barze?

- W jego przypadku? Długo. Raz siedział aż cztery dni. Wyobrażasz to sobie?

***

- Izzy! Cześć! - do stolika szatyna dosiadł się Sebastian.

- Jak trasa? - spytał rytmiczny, wypijając kolejny kieliszek wódki.

- Świetnie było. Co prawda hotel taki sobie, ale jaka miła obsługa! - wybuchnął śmiechem. - Czekasz na chłopaków?

- Tak, skąd wiesz? - zdziwił się Jeff.

- Mijałem ich w wejściu, myślałem, że przygotowujecie się do koncertów, a tu nagle Ciebie spotykam!

- Próby nam się trochę rozjeżdżają. - gitarzysta bawił się, pustym już, kieliszkiem, co chwile do niego zaglądając.

Nie chciał opowiadać o problemach zespołowych, nie lubi się zwierzać. Nie dlatego, że nie ufa Bazowi, po prostu... sprawy wewnętrzne. Ulżyło mu, gdy wokalista nie wypytywał dalej, tylko zamówił kolejną kolejkę. Pić akurat może z każdym.



- Dobra, muszę do domu wracać. - wydukał pijany Izzy, opierając się o Bacha.

- Daj spokój, zostańmy jeszcze trochę. - poprosił blondyn, podnosząc dłoń, aby zamówić jeszcze więcej alkoholu.

- Ok, jedno piwo, ale potem idę. - zgodził się ostatecznie Stradlin, siadając w pozycji pionowej.

- Na trzy i do dna. - zarządził Baz.

Po 15 minutach udało im się znaleźć drzwi wyjściowe. Zimne powietrze od razu uderzyło w ich rozgrzane ciała. No bo w końcu, kto normalny nosi w zimę kurtkę.
Wlekli się ulicami, gubiąc wielokrotnie wątek rozmowy i zaczynając kolejny. Kilku przechodnich podeszło nawet do Izziego prosząc o autograf, na co rytmiczny odpowiadał im jedynie, że nie jest Robertem De Niro. Prawdziwy kłopot nadszedł, gdy usłyszeli syrenę policyjną. W przestrachu zaczęli biec ile sił w nogach, ale niestety nie udało im się uciec od przeznaczenia.

- Dobry wieczór, co panowie robią o tej godzinie na ulicy i to w takim stanie? - zapytał jeden z mundurowych.

- Gonimy jelenie. - zaśmiali się.

- Adrian, może zaprosimy nowych kolegów do samochodu? - zaproponował drugi z gliniarzy, bacznie obserwując zachowanie pijanych muzyków.

- Bardzo chętnie. - mężczyzna wysiadł, otworzył tylne drzwi samochodu i wymownie popatrzył na przyjaciół.

- Przepraszam, ale rodzice zawsze powtarzali mi, żeby nie wsiadać z nieznajomymi do auta. - odmówił kategorycznie rytmiczny, potykając się o ławkę.

- Adrian, miło mi Was poznać. - policjant wyciągnął rękę przed siebie, zachęcająco się przy tym uśmiechając.

Baz z Jeffem popatrzyli po sobie, a następnie podali dłonie mundurowemu.

- No, teraz możemy wsiadać! - zaśmiali się, zamykając za sobą drzwi auta.

***

- Myśl Slash, myśl. - Mulat siedział na kanapie przed Duffem i Brown, którzy patrzyli na niego wzrokiem, jakby gitarzysta miał co najmniej możliwości zbawienia ludzi.

- Ale to Ty go ostatni raz widziałaś! - jęknął gitarzysta.

- Judy? - basista przerzucił wzrok na przyjaciółkę.

- No... Siedział u siebie w pokoju. Powiedział mi tylko gdzie poszli Axl i Steven, a potem pobiegłam do baru... znaczy miałam pobiec do baru, ale zadzwonił szef. - wspominała powoli. - W końcu przywędrowałam tutaj. - dokończyła.

- Właśnie, a gdzie podział się Rose z tym błaznem?

- Świetnie, niedługo trasa, a połowy naszego zespołu nie ma i nie wiadomo gdzie są. - załamał się McKagan, chowając głowę w poduszkę.

Po domu rozległ się dźwięk telefonu. Oczywiście nikt nie był chętny go odebrać; wszyscy tylko podnieśli głowy i popatrzyli w owym kierunku.

- Halo? - zapytał gitarzysta, który po kilku sekundach miał już dosyć tego okropnego odgłosu. - Izzy! Gdzie Ty jesteś?

- Jedna zguba się odnalazła. - mruknęła brunetka.

- A Axl i Steven są z Tobą? - spytał z nadzieją w głosie. - Aha... Dobra, przyjedziemy jak najszybciej będziemy mogli.

- Gdzie jest? - Michael podniósł się ociężale, czując, że rytmiczny wpakował się w jakieś kłopoty.

- Izba wytrzeźwień. - wybełkotał Hudson. - Naszych z nim nie ma, ale jest Sebastian. - wzruszył ramionami, zgarniając z komody kluczyki od samochodu.



- Dzień dobry, na izbę wytrzeźwień to którędy? - spytał blondyn, opierając się łokciami o blat recepcji.

- Na drugim piętrze za metalowymi drzwiami. - odparła kobieta zapatrzona w ekran.

- Magnum to bez wątpienia najciekawszy pomysł na zabicie czasu. - uśmiechnęła się Brown, zwracając uwagę na monitor.

- Dobra, chodźcie. - machnął ręką Duffy, przyglądając się plakatom na ścianach.

Bez problemu dostali się za żelazne wrota, napotykając przy okazji kilku znajomych. Widok nieco ich zaskoczył; ludzie w szlafrokach, z kubkami kawy chodzili zaspani po korytarzu. Przypominali trochę zombie, przynajmniej takie wrażenie odniósł Slash.

- I jak my mamy znaleźć tutaj Izziego... - westchnęła dziewczyna.

- Może spytamy jakiegoś lekarza. - zaproponował McKagan, omijając ludzkie słupy.

- Hej! Tutaj!

Krzyk dobiegł z jednego z pomieszczeń. Spodziewali się Stradlina, ujrzeli Rachela.

- Cześć... - powiedział niepewnie Mulat. - Ty też tutaj?

- Nie, przyjechaliśmy po Baza. A, Izzy jest w sali obok, miałem Wam przekazać. - uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.




- W końcu jesteście! - rytmiczny przywitał znajomych głośnym okrzykiem.

- W końcu to się może opamiętaj. - wymamrotał Duff, siadając na parapecie z paczką papierosów.

- Co?

Basista pokręcił głową, chowając zapalniczkę do kurtki.



- Jak Ty się tutaj w ogóle znalazłeś? - spytała Judy, siedząca na szafce.

- Nie wiem, jak wstałem, to już tu byłem. - odparł krótko, ale widząc wątpliwe spojrzenia znajomych, rozbudował wypowiedź. - Nie było żadnego lekarza, pielęgniarki... To wyszedłem i zapytałem ludzi. Facet w pokoju obok powiedział, że nas tutaj w nocy policja podrzuciła, ale doktor nadzorujący nie mógł się nami zająć, bo na sale operacyjną przywieźli jakiegoś kolesia mocno poszkodowanego.

- Całe szczęście, że Ty jesteś cały. - zakomunikował Hudson, kiwając przy tym głową.

- A właśnie, Axl i Steve nadal nie wrócili? - przypomniał sobie Jeff.

- Jak wychodziliśmy, to ich nie było.

- Sebastian mówił, że jak wchodził do baru, to minął ich w wejściu. - przypomniał sobie, łykając jakieś tabletki. - Witamina C. - wyjaśnił, czując na sobie podejrzliwy wzrok przyjaciółki.

- To jak, wyszli i nie wrócili? - zastanawiał się głośno blondyn, wyglądając przez okno.

- Może się zgubili? - zachichotał Slash.

- Kretyn. - mruknął McKagan.

- Ale proszę mnie nie obrażać. - upomniał się gitarzysta.

- Wiecie co... - westchnęła Judy. - Ja to pójdę odwiedzić Skarlet.

- Iść z Tobą? - zapytał Mulat.

- Nie... Omówcie jakieś sprawy koncertowe czy coś. - zaproponowała, zamykając za sobą drzwi.



- Hej, jak się czujesz? - zajrzała do sali.

- Cześć, bardzo dobrze. - uśmiechnęła się do przyjaciółki, gdy ta siadła na łóżku obok. - Przenieśli Ethana do jakiegoś bardzo tajnego miejsca. Wczoraj przyleciał po niego helikopter, podobno mały miał problemy z oddychaniem.

- Poważnie? Skąd wiesz? - zdziwiła się brunetka.

- Lekarz mi mówił. A co u Was?

- No, co prawda Gunsi nie dostali Nagrody Grammy, a Hellhouse nie zamienił się w kościół... - zaśmiała się Brown. - … ale Izzy wylądował na izbie wytrzeźwień, Axl i Steven gdzieś zniknęli, a mnie chcą wysłać do Szwajcarii.

- Po co? - szatynka zrobiła wielkie oczy, wiedząc, że jej przyjaciółki nie wysyła się nigdzie dalej niż monopolowy dwie ulice dalej, bo się zgubi.

- Lepszy rozwój i inne takie pierdoły. - odpowiedziała spokojnie. - Wiadomo już co z dzieckiem? - spytała, patrząc na brzuch Harrison.

- Jutro po południu przyjdzie ginekolog.

- Słuchaj, skoro nam udało się tu przeżyć, to o malucha możesz być spokojna. - pocieszyła ją Brown, tym samym przerywając ciszę.

- To prawda... - zaśmiała się cicho. - Właśnie, wspominałaś coś, że Axl i Steven zaginęli?

- No... - wypuściła głośno powietrze. - Nikt nie wie co się z nimi dzieje, nie wrócili do domu od wczorajszego wieczoru. Podobno wyszli z The Roxy, potem słuch o nich zaginął. - wzruszyła ramionami.

- Mam tylko nadzieję, że żaden z nich nie jest tym, co go wczoraj przywieźli. - mruknęła szatynka.

- Izzy coś wspominał...

- Brał udział w nielegalnych wyścigach motocyklowych, jechał za szybko i zderzył się z jakąś osobówką. - wytłumaczyła dziewczyna, dziwnym wzrokiem patrząc na ścianę.

- To też wiesz od lekarza? - zażartowała brunetka.

- Tak, był rano i opowiedział mi o wszystkich nowościach szpitalnych z ostatnich 24h! - przytaknęła zadowolona Harrison.

- Znaleźli chłopaków! - nagle do sali wbiegł zziajany Duff.

- Tak? A gdzie są? - zapytały pogodnie dziewczyny, spodziewając się jakiejś głupiej odpowiedzi.

- W szpitalu w Tennessee.

Obydwie popatrzyły na blondyna zdezorientowanym wzrokiem.

- Czemu w szpitalu i co oni robią w Tennessee? - pierwsza odezwała się Skarlet, której uśmiech od razu zszedł z twarzy.


- Właśnie nie wiadomo, policja próbuje ustalić. Zasadniczo nic im nie jest, jutro wieczorem mają samolot do Los Angeles.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hand Signal...Rock On