środa, 9 grudnia 2015

6. Hey stoopid!

- Możesz powtórzyć? - spytał Slash, siedząc z AMelisą na kanapie.

Axl westchnął zrezygnowany, popatrzył w okno, po czym niechętnie zebrał się na powtórzenie wiadomości.

- Jestem oskarżony o gwałt. - rzekł desperacko, powracając skruszonym wzrokiem na znajomych.

- Kogo?

- Nie wiem, nie znam jej. - wzruszył ramionami. - To znaczy... - przerwał na moment, szukając odpowiednich słów. - Poznałem tego samego wieczoru, którego policja mnie zgarnęła. Problem w tym, że nic nie pamiętam.

Izzy mruknął coś smętnie pod nosem, czując w środku, że gdyby go wtedy nie zostawił, do niczego by nie doszło.

- A co zrobiłeś z tymi papierami ze stołu? - zaciekawił się Duff, opierając łokcie na kolanach.

- Jakimi papierami? - rudowłosy zmarszczył brwi, patrząc niezrozumiale na blondyna.

- Na stole w salonie leżały dokumenty... - wydukał basista, wzrokiem wędrując na szatyna. - Skoro nie Ty je zabrałeś, to ktoś musiał się włamać...

- O czym Ty gadasz? - wokalista próbował za wszelką cenę dowiedzieć się, o co przyjaciel usiłował go oskarżyć.

- Nie zdenerwuj się, ale... - zaczął Stradlin. - Na początku byliśmy w stu procentach pewni, że to Ty jesteś ojcem Ethana...

Oniemiały Rose spojrzał na rytmicznego skonfundowanym wzrokiem, mówiącym jedynie ''co kurwa?''.

- Jakiego znowu Ethana? Nie mam żadnego dziecka! - wykrzyczał William, machając rękami na wszystkie strony.

- Nieważne... - mruknął gitarzysta. - Mamy poważny problem. - popatrzył wymownie na znajomych.

***


Judy czekała w samochodzie, aż Adler zbierze cztery litery i w końcu opuści ten obskurny szpital. Cały ranek siedziała u Skarlet, ale chłopcy poprosili ją o odebranie Popcorna. Zgodziła się bez większych oporów, bowiem i tak musiała wrócić do domu, żeby wreszcie odpocząć. Zamyślona patrzyła w przestrzeń przed sobą. Z przyzwyczajenia, prawą dłoń wciąż trzymała na kierownicy starego auta.

- Cześć! - krzyknął pełen energii Steven, pakując się radośnie do samochodu.

Dziewczyna spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem, po czym uwagę przeniosła na bagaże przyjaciela, które latały w te i wewte.

- Hej. - mruknęła po dłuższej chwili milczenia, a na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.

- Co się stało?

- A co się miało stać? Wszystko dobrze. - zapewniała brunetka, czekając, aż sznurek samochodów przejedzie, a ona będzie mogła opuścić szpitalny parking.

- Mhm... Wiesz... - zaczął perkusista, wyglądając przez okno. - W sumie to mógłbym tam zostać.

- Dlaczego?

- Było jedzenie. - zaśmiał się, ale nie był to typowy, stevenowy śmiech. - No i byli ludzie. - dodał, gdy poczuł na sobie pytający wzrok Brown.

- W Hellhousie też są ludzie. - odparła po krótkiej analizie.

- Nawet dużo. - potwierdził kiwnięciem głowy. - Ale co z tego, skoro z nikim nie można porozmawiać? - przeniósł niebieskie oczy z powrotem na Judy.

Nie odpowiedziała. Westchnęła cicho, wpatrzona w drogę. Od śmierci siostry mieszka sama, więc wie, o czym mówił pudel. Wciąż nie jest w stanie wybaczyć sobie tamtej feralnej nocy.
Trzy lata temu, brunetka jeszcze twardo siedziała w bagnie. Narkotyki dostały się w jej ręce, gdy miała 16 lat, wtedy razem ze Skarlet poznały Chrisa. Jane, jej młodsza o dwa lata siostra, zmarła w jej rękach, wskutek przedawkowania heroiny. Nigdy nie zapomni widoku martwej czternastolatki.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po całym ciele dziewczyny. Dopiero po pewnym czasie zorientowała się, że Popcorn coś do niej mówi.

- … A Ty jak myślisz? - powierzchnia siedzenia samochodowego ewidentnie nie wystarczała Adlerowi, który cały czas podskakiwał i machał rękami.

- Tak samo. - ozwała się niepewnie, zatrzymując samochód na światłach.

- Jak kto? - dopytywał Steve, wyglądając przez szybę i obserwując przechodnich.

- Nie wiem, jaki mam wybór? - wzrok skupiła na sklepie botanicznym, w którym niegdyś pracowała.

Pytanie było niepotrzebne. Jej myśli znów powróciły do starych czasów. Wspomnienia, mimo że nie zawsze przyjemne, poprawiły humor dobitej dziewczynie.



***

Rudowłosy stał przed ciemnymi drzwiami, czekając, aż ktoś je otworzy. Oczywiście tylko jedna osoba mogła to zrobić i to właśnie na nią czekał.

- Co Ty tutaj robisz? - mruknęła oschle brunetka, niechętnie patrząc na wokalistę.

- Erin, posłuchaj...

- Nie chcę.

- Trudno, ale musisz. - bez większego problemu przedostał się do salonu Everly.

- Axl, wyjdź stąd. - dziewczyna wciąż trzymała dłoń na klamce, obdarowując Rose'a nieufnym spojrzeniem.

Chłopak stał przez chwilę bez ruchu, w głowie układając sobie scenariusz. Oczywiście przed przyjazdem już jeden zaplanował, ale nie do końca wypalił.

- Nigdy nie dajesz mi się do końca wytłumaczyć, więc bądź przez chwilę cicho i uważnie mnie wysłuchaj. - rzucił w jej stronę, gdy Erin ponownie otworzyła usta. - Nie zaprzeczam, że jej nie zgwałciłem, bo nic z tamtej nocy nie pamiętam. Byłem pijany, mogłem zrobić dosłownie wszystko, więc dlaczego robisz z tego taką wielką awanturę? - mówił spokojnym tonem, opierając się o drewniane krzesło.

- Nie robię awantury, powiedziałam Ci, co chcę, a teraz się tego trzymam. - westchnęła znudzona, podtrzymując ścianę w przedpokoju.

- I jesteś z tego zadowolona? - uniósł głowę do góry, wypuścił głośno powietrze, po czym nie czekając dłużej na odpowiedź, kontynuował. - Możemy zacząć od nowa...

- Ile już razy zaczynaliśmy od nowa? - wybuchnęła Everly, tym samym przerywając zdziwionemu rudowłosemu, który spojrzał na nią zaskoczony. - Po prostu stąd idź. - dodała ciszej, wchodząc do łazienki.

Wokalista wywrócił oczami, ale zgodnie z poleceniem, a raczej prośbą, opuścił dom, wychodząc na mokry od deszczu taras.


- I tak tu wrócę. - mruknął niewzruszony.


***

Slash siedział zamyślony na fotelu w Hellhousie. Razem z przyjaciółmi usiłował dojść do wniosku, dlaczego to wszystko wydarzyło się właśnie im.

- To mi nie pasuje! - jęknął zrezygnowany, rzucając się na oparcie.

- Dlaczego? Wszystko ma sens. Zobacz, bandytom zależy na tym, żeby dowiedzieć się, kto jest ojcem małego. Skarlet wychodząc ze szpitala, posiadała już taką wiedzę. Pytanie tylko, czy im powiedziała. - tłumaczył spokojnie Izzy.

- No dobra, ale skąd oni wiedzieli, że doktor Smith dzwonił właśnie po to? Skąd oni w ogóle wiedzieli, że dzwonił? - wykłócał się Mulat.

- Racja... - westchnął Duffy, delektując się swoją czystą.

- Musieli słyszeć tę rozmowę... Axl, ktoś oprócz Was był w domu? - spytał szatyn, kierując wzrok na zamyślonego Rose'a. -Axl?

- Co? - otrzeźwiał po chwili, kompletnie nie zdając sobie sprawy, o czym rozmawia reszta zbiorowiska.

- Byliście wtedy sami? - wszystkie pary oczu były skierowane w jego stronę.

- Kiedy? - wyraz twarzy chłopaka nadal mógł pozostawiać pewne wątpliwości; czy on aby na pewno ich słucha?

- Tego dnia, gdy porwali Skarlet. Poszedłeś z nią do domu, ktoś oprócz Was jeszcze był?

- Nie. - zaprzeczył automatycznie ruchem głowy, będąc pewnym swojej odpowiedzi.

- Na pewno?

- Na pewno, przecież porywacze nie słyszeli, co mówi lekarz. Ten, kto dał im znać, albo sam uprowadził Skarlet, musiał być w szpitalu i wiedzieć, o czym rozmawiają. - rzekł Jerah, robiąc pozę filozofa.

- No to świetnie, znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. - oznajmił ponuro rytmiczny, podnosząc się z sofy. - Idzie ktoś do The Roxy? - rzucił przez ramię, zakładając czarną ramoneskę.

- Ja! - krzyknął Axl, zrywając się z fotela i w mgnieniu oka zajmując miejsce tuż przy boku przyjaciela.

***

- Gdzie byłeś całe południe? - zagadał w końcu Stradlin, siedząc z rudym w barze, od dobrych dwóch godzin.

- U Erin. - wybełkotał, patrząc się w dal zatłoczonego The Roxy.

- I jak?

Chłopak wzruszył jedynie ramionami, jeżdżąc szklanką z piwem po stoliku.

Cisza nie zapadła, ponieważ w lokalu grał aktualnie jakiś punkowy zespół, zagłuszając dosłownie wszystko i wszystkich. Ludzie kręcili się we wszystkie strony świata, rozlewając alkohol oraz inne trunki, gdzieś z boku prowadząc zacięte bijatyki, na które i tak nikt nie zwracał większej uwagi, a jeszcze w innym miejscu oddając się w ręce boga Min'a.

- Znam tego gościa. - ogłosił nagle Will, powracając myślami oraz wzrokiem na Ziemię.

- Którego? - Jeff przeniósł ciemne oczy na mężczyznę, który wywołał ożywienie Axla.

- Tamtego! Kto to jest?

- Skąd mam wiedzieć... - westchnął zmęczony szatyn, zaczepiając jakąś kelnerkę. - Kto to jest? - spytał, kiwnięciem głowy wskazując na starszego mężczyznę.

- Andrew Czezowski, szef klubu. - uśmiechnęła się blondynka.

- Skąd Ty go znasz? - Izzy kiwnął głową w podziękowaniu, a następnie zwrócił uwagę ponownie na wokalistę, który rozłożył się ramionami na stole, wpatrując w tego jednego osobnika.

- Wychodził wtedy ze szpitala. - pozycja Rose'a wyglądała co najmniej dziwnie, ale na szczęście w takim miejscu, mało kto się tym interesował.

- Skarlet znaleźli na tyłach The Roxy. - wspomniał Stradlin. - Trzeba by było pogadać z kolegą.

- Przyjaciółka Stevena tu pracuje. - uśmiechnął się nagle rudy.

***
- Judy! - krzyknął Jerah, wbiegając do mieszkania dziewczyny.

- Co się stało? - dziewczyna zmarszczyła brwi, patrząc z oniemiałym wyrazem twarzy, na wesołego szatyna.

- Udało się!

- Co się udało? - zdumiona mina brunetki idealnie ukazywała myśli Brown.

- Dwie godziny temu Skarlet się obudziła! To znaczy, teraz śpi, ale lekarz jest pewien, że wszystko będzie dobrze. Poza tym powiedział, że są duże szanse na uratowanie dziecka. - mówił to tak szybko, że Judy zdążyła zakodować jedynie ''Skarlet, się obudziła''.

Przez chwilę stali w bezruchu; szatyn z wyraźną euforią, natomiast mózg dziewczyny wciąż trawił napływ słów Jeremiaha. Kiedy w końcu dotarło do niej, o czym właśnie zawiadomił ją przyjaciel, uśmiechnęła się szeroko.

- Wreszcie! - odsapnęła, mając świadomość, że szatynka jest już bezpieczna. - Ktoś z nią rozmawiał?

- Nie, doktor jeszcze nikogo nie wpuszcza. Grunt, że żyje. - odpowiedział opanowanym już głosem. - Mam zamiar ją właśnie odwiedzić, jedziesz?

- Pewnie, wezmę tylko kurtkę.

***
Podczas gdy dziewczyny stały przy szybie i machały do Harrison, Izzy wraz z Axlem dyskutowali na temat szefa The Roxy.

Na korytarzu zrobiło się tłocznie, pielęgniarki były wszędzie, tylko nikt nie wiedział dlaczego. Lekarz był w sali u Skarlet, która w końcu wróciła do żywych. Oczywiście doktor opiekujący się szatynką, został obsypany pytaniami na temat Ethana, a także tekstami typu ''niech pan ich ode mnie pozdrowi!''. Skupiony był bardziej na wynikach, więc dziewczyny nie słuchał, kiwał tylko głową, mówiąc coś do siebie pod nosem.

- I jeszcze jakby Pan mógł powiedzieć Judy, żeby przyniosła mi książkę... - wyliczała na palcach.

- Tak. - oznajmił nagle, odwracając się od łóżka i podchodząc do jakiegoś dziwnego urządzenia.

- Co tak? - skrzywiła się, zbulwersowana, iż mężczyzna przerwał jej wypowiedź.

Odpowiedzi nie uzyskała. Medyk latał od siostra do siostry, które prowadziły jakieś badania w probówkach, mazały coś w notatkach i Bóg jeden wie co jeszcze.
Wywróciła oczami, po czym skierował je na szybę, za którą znajdowali się jej przyjaciele. Brown i Williams cały czas stały z twarzami wlepionymi w szkło, a reszta o czymś gadała. Jeszcze nie wiedziała o czym, ale miała zamiar się dowiedzieć.
Nagle w progu drzwi korytarza, stanęło dwóch funkcjonariuszy. Slash wymamrotał coś niezadowolony, aczkolwiek Duff machnął na nich ręką, i powrócił do dyskusji.

- Musimy porozmawiać z dziewczyną. - rzekł mundurowy, kiedy lekarz wyszedł na zewnątrz sali.

- Niestety, teraz nie można. Musimy przeprowadzić jeszcze kilka badań.

- To ważne. - nalegał drugi z policjantów, wcześniej dokładnie przyglądając się grupce znajomych, którzy wlepili oczy w doktora.

- Rozumiem, ale naprawdę nie mogę Panów wpuścić. Dziewczyna jest jeszcze zbyt słaba. - gestykulował rękami.

- Doprawdy? - mruknął gliniarz, wątpliwie obserwując szczerzącą się Skarlet. - Nie wygląda. - dopowiedział, gdy Harrison zaczęła wymachiwać rękami, aby wytłumaczyć coś przyjaciółkom.

Eskulap zerknął ukradkiem na pacjentkę. Chrząknął zakłopotany, w dalszym ciągu upierając się, że ona naprawdę nie jest w stanie teraz rozmawiać. Sam nie wiedział, jakim cudem szatynka ma tyle energii, ale w szpitalu obowiązują pewne prawa i trzeba ich przestrzegać.

- Steve? - rozpoczął rudowłosy, jako pierwszy odrywając wzrok od mężczyzny w kitlu.

- Co?

- Ta Twoja koleżanka z The Roxy, jak ona się nazywała?

- Debborah. - blondyn popatrzył na niego uważnie, zastanawiając się, po co przyjacielowi takie informacje.

- Myślisz, że mogłaby załatwić nam spotkanie z szefem?

- Mogę zapytać. - wesoły uśmiech zawitał na twarzy perkusisty, gdy w końcu poczuł się ważny.

- Patrzcie co mam! - oświadczyła zadowolona Judy, ukazując znajomym kawałek papieru.

- Kartkę? - odpowiedź zabrzmiała jak pytanie, a Izzy spojrzał zdezorientowany na brunetkę.

Dziewczyna pokręciła głową, uznając przyjaciela za idiotę.


- Listę nazwisk matki Ethana. - wyjaśniła tonem ''przecież to oczywiste'', a następnie podając fiszkę McKaganowi.


Basista przejechał wzrokiem po notatce. Zatrzymał się tylko przy jednym imieniu – tak jakby je skądś znał. I to nawet bardzo dobrze. Gdy uświadomił sobie, która kobieta nosiła owo nazwisko, strzelił facepalma, a w myślach okrzyknął się największym bezmózgowcem chodzącym po tej planecie.

sobota, 28 listopada 2015

5. What's wrong with this world?


- Może jest u Erin. - zaproponował spokojnym głosem Jerah.

- Nie ma mowy, ostatnio przyniosła jego rzeczy do Hellhouse'a. - zaprzeczył Izzy z papierosem w ustach.


- To jakaś nowość, że się pokłócili? - zakpił Slash, siedząc na czarnym fotelu w salonie Harrisonów.

- W sumie masz rację. - zatwierdził po chwili szatyn. - Ktoś wie gdzie ona mieszka?

- Byłem u niej raz z Axlem. - Duff nie zmieniał swojej pozycji od 15 minut; ciągle patrzył w nieokreślony punkt.

- To fantastycznie, kto jedzie? - Stradlin klasnął w dłonie, zrywając się z krzesła.

- Ja mogę pojechać. - Slash podniósł rękę od niechcenia, robią przy tym obojętną minę.

- To Wy we dwójkę jedźcie do Erin, a my zadzwonimy do Judy.

Basista owszem, wstał, ale nie odezwał się ani słowem. Mulat popatrzył na rytmicznego pytająco, a w odpowiedzi uzyskał tylko wzruszenie ramionami. Pokręcił z dezaprobatą głową, a następnie ciągnąc za sobą McKagana, wyszedł z domku.

- Axl i Duff obrażeni, Steven w szpitalu... Czy my naprawdę jesteśmy przeklęci? - mruknął Izzy. - Dobra panowie, bierzmy się do roboty.

***

- Tu w prawo. - oznajmił basista.

- Jesteś pewien? - upewniał się Slash, siedząc za kierownicą.

- Tak.

Dzięki wspaniałej pamięci McKagana, udało im się dojechać do domu Erin. Średniej wielkości domek, znajdujący się niedaleko plaży, idealnie odzwierciedlał duszę dziewczyny. Przynajmniej od zewnątrz.

- Cześć Erin. - przywitał się Mulat, wymuszając na sobie przyjazny uśmiech.

- Hej. - brunetka opierała się o drzwi, z ciekawością przyglądając się muzykom. - Po co przyjechaliście?

- Jest może u Ciebie Axl?

Dziewczyna najpierw spojrzała niechętnie na Hudsona, a następnie wzrok przeniosła na milczącego Duffa.

- Nie i nie będzie. - syknęła, po czym zdenerwowana trzasnęła drzwiami.


- Idziesz? - wymamrotał gitarzysta, czekając przy aucie i obserwując blondyna. - Wolisz stać tak na tym deszczu? Spoko.

- Zamknij się. - warknął cicho, tkwiąc pod oknem.

- Stary, o co Ci chodzi? Wiem, że Erin jest ładna, ale... - zaczął Saul, uważnie przyglądając się poczynaniom przyjaciela.

- Chodź. - machnął ręką.

Gitarzysta stał przez chwilę zmieszany, rozglądając się na boki, ale w końcu podszedł do basisty. Nie za bardzo wiedział, na co ma zwrócić uwagę więc patrzył raz na McKagana, a raz na okno.

- Słyszysz? - spytał Duffy z dziwnym wyrazem twarzy.

- Co mam słyszeć? - Mulat zmarszczył brwi, patrząc kompletnie zidiociałym wzrokiem.

Blondyn wywrócił oczami, machnął dłonią, a następnie powrócił do swojej tajemniczej pozycji.


    ***
Gdy Gunsi wrócili do domu Harrisonów, zastali jedynie skołowanego Jeffa. Siedział zamyślony na zacienionym fotelu z niepalącym się papierosem w ustach.

- Izzy? Gdzie reszta? - spytał Slash, widząc pustki w kuchni, pokojach i wszędzie gdzie tylko zdołał zajrzeć.

- W szpitalu. - odpowiedział mu powoli po chwili milczenia.

Ton jakim wypowiedział te słowa, wskazywał na jakąś nieprzyjemną, a może i straszną sprawę.

- Dlaczego?

Szatyn wypuścił głośno powietrze, ale gdy napotkał niebezpieczne spojrzenie McKagana, natychmiast powrócił myślami na Ziemię, tłumacząc przyjaciołom sytuację.

- Zadzwonili ze szpitala, ktoś znalazł Skarlet...

- Naprawdę? Jedźmy do niej! - krzyknął uradowany Mulat, wbiegając na górę po schodach.

Rytmiczny pokiwał głową, na znak zgody, a już pięć minut później, byli w drodze.

- Skoro zaczęliśmy temat Skarlet, to gdzie ją znaleźli? - dopytywał się McKagan.

- Pracownicy...

- Nie pytałem kto, tylko gdzie.

- Na zapleczu The Roxy. - oznajmił oschle, odwracając głowę w stronę okna.

Duff zmarszczył brwi, zastanawiając się, jaki debil zostawia ofiarę na zapleczu baru. Szczególnie tak popularnym. A co jeżeli to specjalnie? Jeśli wszystko było zaplanowane i dopiero teraz zaczyna się prawdziwe piekło?

- Wysiadasz? - z namysłu wyrwało go pytanie Izziego, stojącego przy drzwiach.

- Ta. - mruknął cicho, prawie że niesłyszalnie.

Na odpowiednie piętro dotarli po jakimś czasie – po drodze kupili jedzenie w automacie, zajrzeli do toalety, a Duff uparł się, że koniecznie potrzebuje kawy. Gdy nareszcie osiągnęli swój cel, Slash stanął przed szybą z rozczarowaną miną.

- Co ona tam robi? - jęknął zdesperowany, luźno opadając na białe, szpitalne krzesło.

- Leży. - burknął Jerah, siedząc z mało przyjemnym wyrazem twarzy.

- Co powiedział lekarz? - zainteresował się Stradlin, spoglądając co chwilę na kolegę w czarnych lokach.

- Nic. - syknął Adam, w skupieniu obserwując siostrę.

- Jak to? - zdziwił się blondyn, również analizując dziwne zachowanie Mulata.

- Nie było go tu. Jak przyszliśmy z sali wyszła pielęgniarka, też nic nie powiedziała. - wyjaśnił zdenerwowanym głosem.

Siedzieli w ciszy, rozmyślając nad stanem Skarlet, powodem dla którego doktor znajduje się wszędzie, tylko nie tutaj. Duff chodził po korytarzu z niewyraźnym wyrazem twarzy.

- Słuchajcie, idę do Stevena, zobaczę jak się czuje. - nagle stanął w miejscu.

- Poczekaj, pójdę z Tobą. - wstał, spokojny już, Slash.



Popcorn nie siedział sam – w sali byli jeszcze Charlie, Percy i Melisa.

- Mówię Wam, to było takiej wielkości! - ekscytował się perkusista, rozkładając ramiona najszerzej jak potrafi.

- Cześć. - przywitali się Gunsi, stojąc w progu i obserwując naturalny zaciesz blondyna.

- Hej!

- Jak tam, jak samopoczucie? - siedli na łóżku obok.

- Rano byli u mnie Nikki z Mickiem, przynieśli trochę alkoholu, więc teraz czuję się taaak zajebiście.- po minie Adlera, można było mieć wątpliwości, czy chłopak aby na pewno jest czysty.

Gitarzysta pokręcił głową, śmiejąc się w duszy. Cieszył go fakt, iż jego przyjaciel wraca do zdrowia. Miał tylko nadzieję, że Steve zapamięta to na długo i nie tknie dragów w najbliższym okresie.

- Znaleźli Skarlet... - zaczął basista.

- Naprawdę? - ożywiona czerwonowłosa, natychmiast podniosła się z miejsca.

- Tak, właśnie od niej... wracamy.

- Jak się czuje? - spytał pałkarz ze zmartwieniem na twarzy i jakimś dziwnym spokojem w głosie.

- Jest nieprzytomna, a lekarz nie był na tyle łaskawy, aby przyjść do sali. - burknął Saul, oglądając widoki za oknem.



Gdy Slash z Melisą powrócili do Harrison, jej brat stał z wyrazem twarzy, którego jeszcze nie znali.

- Co się dzieje? - szepnął Hudson, przechodząc koło Jeraha.

- Lekarz przyszedł. - odpowiedział mu równie cicho, jasnymi oczami obserwując poczynania starszego medyka, który krzątał się po całej sali, co chwile tłumacząc coś pielęgniarce. Stojąca obok siostra, notowała wszystko, od czasu do czasu spoglądając na mężczyznę w białym fartuchu.

Mulat z dziewczyną zajęli miejsce obok skupionego Adama.

- Jesteście z rodziny? - zapytał siwy lekarz, chowając długopis do małej kieszonki.

- Ja jestem. - zgłosił się brunet, cały czas stojąc z oczami wlepionymi w doktora.

- Zapraszam. - mężczyzna pewnym krokiem ruszył w stronę końca korytarza.


***

- Judy? Cześć! - przywitali się znajomi, ujrzawszy brunetkę w wejściu do sali, w której aktualnie przebywał Adler.

- Hej. - uśmiechnęła się dziewczyna z rozbawieniem patrząc na perkusistę. - Co Ci się stało?

- A wiesz... - machnął ręką. - … nieodpowiedni diler. - dokończył.

Brown pokiwała głową, ale nic nie odpowiedziała. Podała McKaganowi zapalniczkę, gdy chłopak zaczął miotać się po całym pomieszczeniu, szukając ognia.

- Ah, bo Ty jeszcze nie wiesz! - wykrzyknął basista, usiłując zapalić papierosa.

- Czego? - Judy uważniej przyjrzała się przyjacielowi, który skupiony był na odpaleniu fajki.

- Skarlet wróciła. - wyseplenił.

- Co?

- Powiedział, że Skarlet wróciła. - wytłumaczył wesoło Steven, przyglądając się całej tej sytuacji z nieukrywaną radością.

- Zaraz, co... - dziewczyna z trudem przetwarzała informacje podane przez perkusistę. - Tak po prostu sobie wróciła? - spytała z ''wtf'' na twarzy.

- No nie do końca. - zaprzeczył Michael, który w końcu uporał się z papierosem. - Pracownicy baru znaleźli ją na tyłach The Roxy.

- Gdzie ona teraz jest?! - krzyknęła brunetka, wybiegając z sali jak torpeda. Po chwili jednak wróciła, uzmysławiając sobie, że przecież nie wie gdzie Harrison aktualnie przebywa.

***

- … niedługo powinna się obudzić. - dokończył lekarz, przekładając papiery z prawej na lewą stronę i odwrotnie. - Jest tylko jeden problem... - splótł dłonie.

- Jaki? - spytał natychmiast Adam, odzywając się pierwszy raz od 20 minut.

- Niestety, ale to wszystko wpłynęło na zły stan zdrowia dziewczyny, przez co ciąża jest zagrożona.

- Ciąża? - powtórzył brunet. - Ale jaka ciąża? - zmieszanie chłopaka, które namalowało się na jego twarzy, wpędziło starszego doktora w głębokie refleksje.



- Pan na pewno jest jej bratem?

- Tak... - mruknął Harrison, wzrokiem i myślami będąc zupełnie gdzie indziej.

Po wyjściu z gabinetu, Adam nadal wyglądał na oszołomionego. Czekający pod salą znajomi, od razu zauważyli niemrawy wyraz twarzy przyjaciela.

- Co się stało? - spytał Slash, obejmując jedną ręką Melisę w drugiej zaś, trzymając zimną puszkę Pepsi.

- Jerah... - zwrócił się do wiecznie milczącego chłopaka, siedzącego cały czas w tej samej pozycji. - Wiedziałeś, że Skarlet jest w ciąży?

- Nie powiedziała Ci? - szatyn spojrzał z niedowierzaniem na brata dziewczyny.

Adam pokręcił głową, a następnie opadł na krzesło obok znajomego.

- Jak mogłeś nie wiedzieć, skoro już tyle razy w miesiącu chodziła do lekarza? Rozmawiacie w ogóle w domu? - zdziwienie dalej nie schodziło z Jeremiaha.

- Rozmawiamy. - odparł cicho brunet, próbując poukładać myśli w głowie.

- Nie powiedział, kiedy może się wybudzić? - zapytała czerwonowłosa, nie odrywając wzroku od szatynki.

- Góra miesiąc.

- Miesiąc?!

- Co miesiąc? - na stojących przyjaciół, wpadła zdyszana Judy, która biegła po korytarzach z prędkością światła.

- Wybudzi się najpóźniej za miesiąc. - sprostował młody Harrison, po czym z niewiadomych powodów, pokierował się w stronę schodów.

- Aż miesiąc... - powtórzyła rozczarowana dziewczyna z wyraźnym niezadowoleniem w głosie. - Właśnie, co z Axlem? - podniosła głowę.

- Nie wiem, nigdzie go nie ma. Zabrał papiery, wziął tabletki nasenne i tyle. - wzruszył ramionami Mulat.

- Skąd macie pewność, że to on wziął te papiery? - skrzywiła się Melisa.

- Jak nie on to kto?

- No dobra, ale w takim wypadku, po co brał tabletki? - Brown poparła pomysł Williams.

Slash ponownie wzruszył ramionami, nie odpowiadając na pytanie. Zaczął zastanawiać się nad propozycją dziewczyn. W końcu brzmiała nieco sensownie.

- Słuchajcie, ja się zbieram do domu, muszę się przespać... - wstała Judy, tym samym przerywając, długo trwającą już, ciszę. - Przyjadę jutro. Cześć.



Już w progu budynku szpitalnego, na spokojnie wychodzącą brunetkę, wpadł Axl.

- Judy... Jest tu Skarlet i Steven? - spytał chłopak, co chwilę przerywając, aby nabrać w płuca powietrze.

- Tak... - odpowiedziała niepewnie, przyglądając się zmęczonemu rudowłosemu. - Gdzie Ty byłeś?

- Opowiem Wam wszystko, tylko nie teraz... Jutro! Przyjdź jutro do Hellhousa. I nie mów nic chłopakom.

Dziewczyna pokiwała głową, dalej stojąc z nieukrywanym szokiem. Adler leży w szpitalu już od tygodnia, a on dopiero teraz się pojawił? I dlaczego jest taki zmęczony, biegł w maratonie? Jezu, co się dzieje z tymi ludźmi. Brown była przekonana, że chodzi o Harrison, która w końcu znała jego tajemnicę. Chłopak najwidoczniej nie był świadomy, iż całą reszta, też zna prawdę...


poniedziałek, 16 listopada 2015

4. Requiem for a dream.




- Ktoś puka! - krzyknął Steven, siedząc z Nightrainem przed telewizorem.

- No to może się ruszysz i otworzysz? - zaproponował z góry Duff.

- Chyba mi się nie chce. - odparł perkusista niezainteresowanym głosem.

- To chyba masz problem, Ty dzisiaj otwierasz!

Blondyn mruknął coś pod nosem, ale leniwie doczłapał do drzwi.

- Cześć. - uśmiechnął się na widok Adama.

Chłopak nie odpowiedział. Szybkim krokiem wszedł do Hellhousa.

- Co się stało... - spytał niepewnie Adler, z przerażeniem przyglądając się gitarzyście.

- No nie wiem, może porwali mi siostrę? - odparł zdenerwowany. - Dlaczego mi nie powiedzieliście? - podniósł głos.

- Hej, spokojnie... - zaczął McKagan, zbiegając na dół z resztą zespołu.

- Jak mam być spokojny? Duff, to moja jedyna rodzina!

- Wiem i rozumiem, ale jak będziesz się tak denerwował, to uwierz mi, nie pomożesz jej.

- Ale dlaczego mi nie powiedzieliście? Jak to się w ogóle stało?


***

Dni mijały wszystkim jakoś wolniej niż zwykle. W dodatku jesienna pogoda dodawała im depresyjnego nastroju. Nikomu nie chciało się rozmawiać; jak tylko Gunsi wracali ze studia, każdy szedł do swojego zacienionego pokoju.

- Idę... - burknął Slash, zakładając spodnie. - Erin... - powiedział zakłopotany, otwierając drzwi Hellhousa. - Słuchaj, Axla nie ma...

- Wiem. Chciałam mu tylko oddać jego rzeczy. - podała gitarzyście dwie siatki, po czym włożyła ręce do kieszeni kurtki, uśmiechnęła się blado, a następnie na pięcie odwróciła i wolnym krokiem odeszła w stronę samochodu.

Chłopak poczekał aż dziewczyna odjedzie, a następnie z papierosem w ustach, wrócił z powrotem do domu. Odłożył na bok siatki rudego i znalazł zapalniczkę.

- Kto to był? - po schodach wlekł się zaspany rytmiczny.

- Erin. - mruknął Hudson, siedząc po królewsku na fotelu.

- To kiepski moment wybrała.

- Wiedziała, że go nie ma. Oddała tylko jego rzeczy i poszła

Izzy pokręcił głową, a następnie z butelką wody, wrócił do swojego pokoju. Wczoraj od kilkunastu dni, pierwszy raz porządnie zabalowali, ale widocznie nie dla każdego skończyło się to najlepiej. Wiadomości o Skarlet jak nie było, tak nie ma do tej pory. Judy wyjechała na miesiąc do rodziców; jej tata, szanowany prawnik, obiecał, że spróbuje jakoś pomóc, bo na policji nie można było polegać.

- Halo? - Mulat podniósł słuchawkę, sepleniąc niemiłosiernie.

- Cześć, tu Judy. - przywitała się cicho dziewczyna.

- Hej hej, jak tam? Macie coś? - wyjął fajkę z buzi i oparł się o ścianę.

- Tata sprawdzał na tutejszym posterunku tego... Teda. Miał jakieś drobne przewinienia, ale to tyle. Jutro idzie na spotkanie z szeryfem, ale nie wiem czy to coś da. A jak u Was?

- Nic, cisza. Zero telefonów, w domu też się nie pojawiła, a o policję nawet nie pytaj.

- Cholera... Dobra, muszę kończyć. Pozdrów chłopaków.

- Dzięki, cześć.


***


- Axl, coś do Ciebie! - zawołał Duff, wchodząc do mieszkania z górą listów.


Blondyn pokręcił z dezaprobatą głową, a następnie rzucił stertę papieru na drewniany stolik.

- Co to było... - zdziwiła się Melisa, siedząc na sofie ze Slashem.

- Oj żebym wiedział, to bym Ci powiedział. - odparł McKagan, padając zmęczony na fotel.

- Próbowałem porozmawiać z Erin. - zaczął Izyy.

- I co?

- Z marnym skutkiem. Powiedziała żeby Axl nam się tym pochwalił. Nie wiesz od kogo był ten list?

- Nie zdążyłem sprawdzić. - zaprzeczył blondyn.

- Właśnie, zapomniałem Wam powiedzieć. - wszystkie pary oczy natychmiast wlepiły się w biednego gitarzystę. - Dzisiaj rano dzwoniła Judy. Jej tata był wczoraj na komisariacie, sprawdzał tego gościa i nic. Tylko drobne przestępstwa. Jutro ma się widzieć z szeryfem. No i kazała Was pozdrowić.

- To chyba oczywiste, że koleś nie będzie miał na karku policji ze wszystkich stanów. Ale to już jakiś trop.

- Może wypadałoby pogadać z Charliem? Skoro jego wujek jest policjantem, to może da nam jakiś wgląd do archiwum. - zaproponował Slash.

- Jak chcesz to zrobić? Nie widzieliśmy się z nim od wieków!

- Ale Percy się z nim widuje. - uśmiechnął się zadowolony Steven. - A on gra w zespole z Adamem.

Wszyscy popatrzyli na perkusistę z widocznym zaskoczeniem w oczach.

- Brawo Sherlocku! Saul, Ty idziesz. - zażądał basista.

- Dlaczego?



- Ty z nimi ostatnio grałeś. - wyszczerzył się blondyn, otwierając kolejną butelkę piwa.

- Wielkie rzeczy. - wybełkotał Hudson, jednocześnie wywracając oczami.



***

- Jezu, gdzie ich wszystkich wywiało... - mruknął Michael, wchodząc do pustego Hellhousa.

Wrócił z Seattle, musiał na dwa dni wyjechać. Wchodząc do bezludnego mieszkania, poczuł jakiś niepokój, tak jakby wszystkie zmartwienia powróciły z podwojoną mocą. Jedynie w kuchni paliło się światło, ale pomieszczenie było puste, widział to przez okno. Wbiegł na górę po schodach. Wszedł do swojego pokoju, rzucając torbę gdzieś na bok. Rozejrzał się jeszcze raz po sypialni, a następnie ruszył korytarzem w stronę łazienki. Już prawie nacisnął klamkę, gdy coś go tknęło. Odwrócił się. Na przeciwko znajdował się pokój wokalisty. Drzwi były uchylone, światło zgaszone.
Wiedział, że to co robi, nie jest fair wobec Axla, ale jego zachowanie nie dawało mu spokoju. List leżał na stoliku nocnym, tak jakby sam prosił się o przeczytanie.


- Judy? Hej. - przywitał się z przyjaciółką, w jednej dłoni trzymając słuchawkę telefonu, a w drugiej kopertę należącą do Rose'a.

- Cześć, coś się dzieje? - zapytała zdziwiona.

- Chyba tak... To znaczy na pewno. Jest mały problem z Axlem.

- A mianowicie?

- Pamiętasz jak go wtedy zatrzymali?

- Mhm. - odmruknęła.

- Nie chciał powiedzieć czemu. Teraz już wiem. Powiem Ci, jak usiądziesz.

- Już się boję. - zaśmiała się, przerywając podekscytowanemu blondynowi.


***

- Tutaj macie klucz do mojej szafki. - policjant podał Slashowi klucze. - Charlie, zamknij potem moje biuro.

- Dobrze. - pokiwał głową, a następnie zamknął drzwi.

- Będziemy musieli mu jeszcze raz podziękować. - wtrącił Izzy, stojąc z rękami w kieszeniach i rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu.

Biurko stojące na środku, sugerowało szybki tryb życia komisarza Mike'a – wujka Charliego. Niedopita kawa, rozrzucone po powierzchni drewnianego stołu papiery, teczki.

- Jak on się nazywał? - zapytał Mulat, stojąc przed metalową komodą.

- Ted Bundy... - przeczytał rytmiczny z karteczki, którą trzymał w prawej dłoni.

- Mam szukać pod ''T'' czy ''B''?

- ''B''.

Podczas gdy Saul rozglądał się za odpowiednią teczką, Stradlin sięgnął po czarną słuchawkę telefonu.

- Judy? Cześć, tu Izzy. Wujek Charliego wpuścił nas do swojego biura...

- To dobrze. Słuchajcie, już wiem co się stało Axlowi, ale o tym opowie Wam Duffy. Sprawdźcie mi przy okazji... Luise Bonnet.

- Luise Bonnet... - powtórzył szatyn, spisując nazwisko na skrawek papieru. - Kto to?

- Nie kto, a co. Prawdziwe nazwisko matki Ethana. W każdym stanie posługiwała się innymi imionami. Ja muszę spadać, ale dam Wam znać, jak będę wiedzieć coś więcej.

- Dobra, sprawdzimy jak tylko znajdziemy Teda.

- Dzięk, cześć.

Jeff odłożył słuchawkę, pokręcił głową, a następnie wstał i podszedł do przyjaciela.

- Duff wie co z naszą rudą małpą! No i musimy sprawdzić jeszcze jedno...

- Mam! - krzyknął uradowany Hudson.

Rytmiczny westchnął zrezygnowany, ale łaskawie dosiadł się do biurka, przy którym urzędował już, wesoły Slash.

- I co?

- Pobicie... Gwałt... Rozbój... Kradzież... Tyle. - czytał monotonnie.

- Pokaż mi to. - wyciągnął rękę po dokumenty.

Saul popatrzył na szatyna dziwnym wzrokiem, ale posłusznie podał mu teczkę.

- To kogo mam jeszcze znaleźć?

- Ciii... -Charlie przyłożył palec do ust, uciszając znajomych. - Ktoś idzie...

Chłopcy popatrzyli po sobie, po czym schowali się za ścianką. W milczeniu przeczekali aż nieznajomi przejdą, a następnie wrócili do pracy.

- Musimy się sprężyć, lada chwila ktoś znowu może tędy przechodzić, kończy się przerwa na lunch. - zakomunikował Charlie, dyskretnie wyglądając przez boczne okno gabinetu.

- Slash, szukaj szybko tej dziewczyny, na stoliku masz jej nazwisko. - nakazał Izzy, porządkując papiery Teda.

- Bonnet, Bonnet... - powtarzał Hudson. - Mam. Twój wujek obrazi się, jeżeli pożyczymy do skserowania kilka dokumentów?

- Bierzcie, oddam mu. - machnął ręką.

Gitarzyści spakowali do torby akta. Kiedy byli już pewni, że na korytarzu nikogo nie ma, szybkim krokiem opuścili pokój.

***

- I been to the edge
And there I stood and looked down ! śpiewał Steven, rzucając się po całym salonie.

- Ty jebany pudlu, zamknij ryj! - wydarł się z góry Axl.

- Przepraszam, nic nie słyszę! - odkrzyknął szczęśliwym głosem, opadając na kanapę.

- Matko, a co tu się stało? - spytał przerażony Slash, wchodząc z Izzym do Hellhousa.

- Nie rozumiem? - perkusista leżał na jednym boku, przyglądając się przyjaciołom z nienaturalnie wielkim zafascynowaniem.

- Co to za burdel?

- Hellhouse. - odpowiedział blondyn.

- Tak, to wiem. Ale jest jakiś... większy bałagan niż zwykle...

- Nie przejmuj się. - Adler machnął dłonią, wstał, po czym tanecznym krokiem zniknął za drzwiami swojego pokoju.

- Co kurwa... - mruknął Mulat pod nosem.

- To. - powiedział spokojnie rytmiczny, biorąc do ręki woreczek z białym proszkiem.

Nagle do domu wpadł zdenerwowany McKagan. Gdy ujrzał co dzieje się w salonie, podirytowanie zniknęło z jego twarzy.

- Było tornado? I co to w ogóle za muzyka? - zmarszczył brwi, stojąc w jednej pozycji.

- Nie tornado, tylko Steven na dragach. A co do muzyki... to nie wiem. - zaśmiał się Stradlin. - Byliśmy w biurze.

- To wspaniale, a ja w barze. - mruknął niechętnie, chowając pudełko papierosów do kieszeni katany.

- Też nieźle. - pochwalił go sarkastycznie gitarzysta, po czym razem z szatynem wybuchnęli gromkim śmiechem.

- Wy też coś braliście? - odpowiedział prawdopodobnie jeszcze bardziej zły, niż na początku. Olał dobry humor przyjaciół, wbiegł po schodach na górę, a następnie głośno trzaskając drzwiami.

- Ciekawe czy nasz kochany wokalista jest w domu...

- Ścisz muzykę, to się dowiesz. - Jeff wyjął dokumenty z plecaka, rzucając je na niski, drewniany stolik.

- Jest, i to chyba nie sam. - wyszczerzył się Hudson, siadając na przeciwko rytmicznego.

- Wiesz, że on inaczej nie umie. Wracając do naszej sprawy, Duff miał nam wyjaśnić, dlaczego wtedy przymknęli rudego. - oznajmił, przeglądając akta Luise.

- W tym stanie wolę do niego nie iść.

- Jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy mogli zostać detektywami...



- Cześć Judy, mamy dokumenty matki Ethana, ale co teraz?

- Sprawdź jakimi nazwiskami posługiwała się w... Karolinie Południowej, New Jersey i Georgie.

- Chwila... - szatyn kartkował po kolei wszystkie papiery. - Nigdzie tego nie ma...

- Musi być. - westchnęła zmęczona.

Chłopak wypuścił cicho powietrze.

- Dobra, mam. W Karolinie Południowej - Renee Blusbierr, New Jersey – Naomi Hornet, Georgia – Courtney Johnson.

- Dzięki. Co u Was? - zmieniła temat.

- Bywało lepiej. Steven siedzi naćpany w pokoju, Duff wkurwiony, też u siebie. A jak u Ciebie?
- Całkiem dobrze, szeryf stara się pomóc, cały czas grzebie w archiwum sprzed lat.

- Izzy.. - szepnął Slash, nie zwracając uwagi na fakt, iż kolega prowadzi właśnie ważną rozmowę telefoniczną.

- Słuchaj muszę kończyć.

- Dobra, trzymajcie się.

- Ty też. - odłożył słuchawkę. - Co jest?

- Popatrz. - Saul podstawił rytmicznemu skrawek papieru pod nos.

- Na co?

- Tutaj... New Jersey – Naomi Hornet. Przecież o nią pytali nas na policji.

- To już wiemy.

- Tak, ale zerknij linijkę niżej. W New Jersey była tylko dwa razy.

- Co w tym dziwnego? - Jeff zapalił papierosa, a następnie powrócił wzrokiem do dokumentów rozwalonych na stole.

- Za drugim razem była tam w kwietniu, dokładnie w tym samym tygodniu i w tym samym hotelu, co my. - wyjaśnił gitarzysta, biorąc łyk Danielsa.

- Myślisz, że... - Stradlin popatrzył na przyjaciela przenikliwym wzorkiem. - Nie, na pewno nie...

- No to o co może mu chodzić? Od dłuższego czasu chodzi zdenerwowany, nie che z nami rozmawiać. A to zaczęło się dokładnie wtedy, gdy podrzucili nam Ethana.

- Axl ma swoje humorki...

- Tak, ale one nigdy nie trwały tak długo. - przerwał mu.

***


- Duff, ja wiem, że jesteś obrażony na cały świat, ale musisz nam teraz otworzyć. - Izzy dobijał się do drzwi McKagana od 10 minut.

- Co chcesz? - w progu pojawił się zaspany blondyn.

- Musisz nam powiedzieć, co się wtedy stało, dlaczego zamknęli Axla. - zażądał szatyn, wchodząc ze Slashem do pokoju basisty.

Chłopak westchnął, popatrzył zrezygnowany na przyjaciół, po czym rzekł:

- Dobra. Gdzie macie Stevena? Nie chce powtarzać tego dwa razy.

- Siedzi u siebie, pójdę po niego. - zaproponował gitarzysta.




- Adler, otwieraj! - krzyknął Mulat, waląc ręką w drzwi.

Cisza. Zdenerwowany postanowił po prostu wejść do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na to, czy perkusiście się to spodoba, czy nie.

- Boże, Steven... - podbiegł do leżącego na środku pokoju blondyna. - Kurwa... - mruknął pod nosem, gdy znalazł pudełko tabletek leżących koło przyjaciela. - Izzy, Duff!

- Czemu się tak wydzierasz? - zdziwił się rytmiczny, schodząc po schodach.

- Jest nieprzytomny... - zakomunikował podenerwowany.

- Popcorn, coś Ty wziął tym razem... - westchnął cicho. - Jesteś pewien, że jest nieprzytomny?

- Tak.

- Co Wy tyle robicie? - Michael zbiegł na dół, wpadając do pokoju Pudla.

- Steve znowu coś wziął... Slash, co tam masz? - spytał gitarzystę, gdy zobaczył dziwny obiekt w rękach przyjaciela.

- Nie wiem, leżało przy Popcornie... - podał szatynowi znalezisko, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.

- 3-Chinuklidynobenzylan... - mruknął Stradlin, obracając pudełko w dłoniach.

- Co? - basista wytrzeszczył oczy, patrząc na czarnowłosego zdezorientowanym wzorkiem.

- Nic, ale patrząc po dawce... to albo zawieziemy go do szpitala, albo...

- Przecież nas zatrzymają i zrobią rewizję. - zauważył Hudson.

- Dobra, ale Ty będziesz wybierał trumnę. - odpowiedział Izzy, ze zmartwieniem patrząc na leżącego Adlera.



***

- Ile go będą tam jeszcze trzymać. - niecierpliwił się Duff, czekając pod salą operacyjną z Jeffreyem i Saulem.

- Czy my przypadkiem nie zostawiliśmy papierów na stole... - oprzytomniał chłopak z burzą kręconych włosów.

- Przypadkiem tak. - potwierdził rytmiczny. - Słuchaj, czekajcie tu, a ja pojadę je ogarnąć.

- Gdzie idziesz? - zapytał McKagan odchodząc od zmysłów.

- Muszę na chwilę skoczyć do Hellhouse'a.

Blondyn kiwnął głową na znak, że zrozumiał, po czym wrócił do czuwania przed drzwiami.




Cały przemoczony wpadł do mieszkania. Axla i jego nowej koleżanki albo nie było, albo skończyli, bo w domu panowała zupełna cisza.

- Cholera... - przeklną czarnowłosy, gdy zastał pusty stolik.


Szybko wbiegł na górę, bez pukania wtargnął do pokoju Rose'a. Jak się jednak okazało, pomieszczenie też było puste, żadnej żywej duszy. Z wyjątkiem jego oczywiście. Co jeszcze bardziej zaniepokoiło Stradlina? Trzy opakowania tabletek antydepresyjnych, a raczej rozrzucone pudełka i brak tabletek nasennych.
Hand Signal...Rock On