-
Możesz powtórzyć? - spytał Slash, siedząc z AMelisą na
kanapie.
Axl
westchnął zrezygnowany, popatrzył w okno, po czym niechętnie
zebrał się na powtórzenie wiadomości.
-
Jestem oskarżony o gwałt. - rzekł desperacko, powracając
skruszonym wzrokiem na znajomych.
-
Kogo?
-
Nie wiem, nie znam jej. - wzruszył ramionami. - To znaczy... -
przerwał na moment, szukając odpowiednich słów. - Poznałem tego
samego wieczoru, którego policja mnie zgarnęła. Problem w tym, że
nic nie pamiętam.
Izzy
mruknął coś smętnie pod nosem, czując w środku, że gdyby go
wtedy nie zostawił, do niczego by nie doszło.
-
A co zrobiłeś z tymi papierami ze stołu? - zaciekawił się Duff,
opierając łokcie na kolanach.
-
Jakimi papierami? - rudowłosy zmarszczył brwi, patrząc
niezrozumiale na blondyna.
-
Na stole w salonie leżały dokumenty... - wydukał basista, wzrokiem
wędrując na szatyna. - Skoro nie Ty je zabrałeś, to ktoś musiał
się włamać...
-
O czym Ty gadasz? - wokalista próbował za wszelką cenę dowiedzieć
się, o co przyjaciel usiłował go oskarżyć.
-
Nie zdenerwuj się, ale... - zaczął Stradlin. - Na początku
byliśmy w stu procentach pewni, że to Ty jesteś ojcem Ethana...
Oniemiały
Rose spojrzał na rytmicznego skonfundowanym wzrokiem, mówiącym
jedynie ''co kurwa?''.
-
Jakiego znowu Ethana? Nie mam żadnego dziecka! - wykrzyczał
William, machając rękami na wszystkie strony.
-
Nieważne... - mruknął gitarzysta. - Mamy poważny problem. -
popatrzył wymownie na znajomych.
***
Judy czekała w samochodzie, aż Adler
zbierze cztery litery i w końcu opuści ten obskurny szpital. Cały
ranek siedziała u Skarlet, ale chłopcy poprosili ją o odebranie
Popcorna. Zgodziła się bez większych oporów, bowiem i tak musiała
wrócić do domu, żeby wreszcie odpocząć. Zamyślona patrzyła w
przestrzeń przed sobą. Z przyzwyczajenia, prawą dłoń wciąż
trzymała na kierownicy starego auta.
- Cześć! - krzyknął pełen energii
Steven, pakując się radośnie do samochodu.
Dziewczyna spojrzała na niego nieobecnym
wzrokiem, po czym uwagę przeniosła na bagaże przyjaciela, które
latały w te i wewte.
- Hej. - mruknęła po dłuższej chwili
milczenia, a na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.
- Co się stało?
- A co się miało stać? Wszystko dobrze.
- zapewniała brunetka, czekając, aż sznurek samochodów
przejedzie, a ona będzie mogła opuścić szpitalny parking.
- Mhm... Wiesz... - zaczął perkusista,
wyglądając przez okno. - W sumie to mógłbym tam zostać.
- Dlaczego?
- Było jedzenie. - zaśmiał się, ale nie
był to typowy, stevenowy śmiech. - No i byli ludzie. - dodał, gdy
poczuł na sobie pytający wzrok Brown.
- W Hellhousie też są ludzie. - odparła
po krótkiej analizie.
- Nawet dużo. - potwierdził kiwnięciem
głowy. - Ale co z tego, skoro z nikim nie można porozmawiać? -
przeniósł niebieskie oczy z powrotem na Judy.
Nie odpowiedziała. Westchnęła cicho,
wpatrzona w drogę. Od śmierci siostry mieszka sama, więc wie, o
czym mówił pudel. Wciąż nie jest w stanie wybaczyć sobie tamtej
feralnej nocy.
Trzy lata temu, brunetka jeszcze twardo
siedziała w bagnie. Narkotyki dostały się w jej ręce, gdy miała
16 lat, wtedy razem ze Skarlet poznały Chrisa. Jane, jej młodsza o
dwa lata siostra, zmarła w jej rękach, wskutek przedawkowania
heroiny. Nigdy nie zapomni widoku martwej czternastolatki.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po całym
ciele dziewczyny. Dopiero po pewnym czasie zorientowała się, że
Popcorn coś do niej mówi.
- … A Ty jak myślisz? - powierzchnia
siedzenia samochodowego ewidentnie nie wystarczała Adlerowi, który
cały czas podskakiwał i machał rękami.
- Tak samo. - ozwała się niepewnie,
zatrzymując samochód na światłach.
- Jak kto? - dopytywał Steve, wyglądając
przez szybę i obserwując przechodnich.
- Nie wiem, jaki mam wybór? - wzrok
skupiła na sklepie botanicznym, w którym niegdyś pracowała.
Pytanie było niepotrzebne. Jej myśli znów
powróciły do starych czasów. Wspomnienia, mimo że nie zawsze
przyjemne, poprawiły humor dobitej dziewczynie.
***
Rudowłosy stał przed ciemnymi drzwiami,
czekając, aż ktoś je otworzy. Oczywiście tylko jedna osoba mogła
to zrobić i to właśnie na nią czekał.
- Co Ty tutaj robisz? - mruknęła oschle
brunetka, niechętnie patrząc na wokalistę.
- Erin, posłuchaj...
- Nie chcę.
- Trudno, ale musisz. - bez większego
problemu przedostał się do salonu Everly.
- Axl, wyjdź stąd. - dziewczyna wciąż
trzymała dłoń na klamce, obdarowując Rose'a nieufnym spojrzeniem.
Chłopak stał przez chwilę bez ruchu, w
głowie układając sobie scenariusz. Oczywiście przed przyjazdem
już jeden zaplanował, ale nie do końca wypalił.
- Nigdy nie dajesz mi się do końca
wytłumaczyć, więc bądź przez chwilę cicho i uważnie mnie
wysłuchaj. - rzucił w jej stronę, gdy Erin ponownie otworzyła
usta. - Nie zaprzeczam, że jej nie zgwałciłem, bo nic z tamtej
nocy nie pamiętam. Byłem pijany, mogłem zrobić dosłownie
wszystko, więc dlaczego robisz z tego taką wielką awanturę? -
mówił spokojnym tonem, opierając się o drewniane krzesło.
- Nie robię awantury, powiedziałam Ci, co
chcę, a teraz się tego trzymam. - westchnęła znudzona,
podtrzymując ścianę w przedpokoju.
- I jesteś z tego zadowolona? - uniósł
głowę do góry, wypuścił głośno powietrze, po czym nie czekając dłużej na
odpowiedź, kontynuował. - Możemy zacząć od nowa...
- Ile już razy zaczynaliśmy od nowa? -
wybuchnęła Everly, tym samym przerywając zdziwionemu rudowłosemu,
który spojrzał na nią zaskoczony. - Po prostu stąd idź. - dodała
ciszej, wchodząc do łazienki.
Wokalista wywrócił oczami, ale zgodnie z
poleceniem, a raczej prośbą, opuścił dom, wychodząc na mokry od
deszczu taras.
- I tak tu wrócę. - mruknął
niewzruszony.
***
Slash siedział zamyślony na fotelu w
Hellhousie. Razem z przyjaciółmi usiłował dojść do wniosku,
dlaczego to wszystko wydarzyło się właśnie im.
- To mi nie pasuje! - jęknął
zrezygnowany, rzucając się na oparcie.
- Dlaczego? Wszystko ma sens. Zobacz,
bandytom zależy na tym, żeby dowiedzieć się, kto jest ojcem
małego. Skarlet wychodząc ze szpitala, posiadała już taką
wiedzę. Pytanie tylko, czy im powiedziała. - tłumaczył spokojnie
Izzy.
- No dobra, ale skąd oni wiedzieli, że
doktor Smith dzwonił właśnie po to? Skąd oni w ogóle wiedzieli,
że dzwonił? - wykłócał się Mulat.
- Racja... - westchnął Duffy, delektując
się swoją czystą.
- Musieli słyszeć tę rozmowę... Axl,
ktoś oprócz Was był w domu? - spytał szatyn, kierując wzrok na
zamyślonego Rose'a. -Axl?
- Co? - otrzeźwiał po chwili, kompletnie
nie zdając sobie sprawy, o czym rozmawia reszta zbiorowiska.
- Byliście wtedy sami? - wszystkie pary
oczu były skierowane w jego stronę.
- Kiedy? - wyraz twarzy chłopaka nadal
mógł pozostawiać pewne wątpliwości; czy on aby na pewno ich
słucha?
- Tego dnia, gdy porwali Skarlet. Poszedłeś
z nią do domu, ktoś oprócz Was jeszcze był?
- Nie. - zaprzeczył automatycznie ruchem
głowy, będąc pewnym swojej odpowiedzi.
- Na pewno?
- Na pewno, przecież porywacze nie
słyszeli, co mówi lekarz. Ten, kto dał im znać, albo sam
uprowadził Skarlet, musiał być w szpitalu i wiedzieć, o czym
rozmawiają. - rzekł Jerah, robiąc pozę filozofa.
- No to świetnie, znowu jesteśmy w
punkcie wyjścia. - oznajmił ponuro rytmiczny, podnosząc się z
sofy. - Idzie ktoś do The Roxy? - rzucił przez ramię, zakładając
czarną ramoneskę.
- Ja! - krzyknął Axl, zrywając się z
fotela i w mgnieniu oka zajmując miejsce tuż przy boku przyjaciela.
***
- Gdzie byłeś całe południe? - zagadał
w końcu Stradlin, siedząc z rudym w barze, od dobrych dwóch
godzin.
- U Erin. - wybełkotał, patrząc się w
dal zatłoczonego The Roxy.
- I jak?
Chłopak wzruszył jedynie ramionami,
jeżdżąc szklanką z piwem po stoliku.
Cisza nie zapadła, ponieważ w lokalu grał
aktualnie jakiś punkowy zespół, zagłuszając dosłownie wszystko
i wszystkich. Ludzie kręcili się we wszystkie strony świata,
rozlewając alkohol oraz inne trunki, gdzieś z boku prowadząc
zacięte bijatyki, na które i tak nikt nie zwracał większej uwagi,
a jeszcze w innym miejscu oddając się w ręce boga Min'a.
- Znam tego gościa. - ogłosił nagle
Will, powracając myślami oraz wzrokiem na Ziemię.
- Którego? - Jeff przeniósł ciemne oczy
na mężczyznę, który wywołał ożywienie Axla.
- Tamtego! Kto to jest?
- Skąd mam wiedzieć... - westchnął
zmęczony szatyn, zaczepiając jakąś kelnerkę. - Kto to jest? -
spytał, kiwnięciem głowy wskazując na starszego mężczyznę.
- Andrew
Czezowski, szef klubu. - uśmiechnęła się blondynka.
-
Skąd Ty go znasz? - Izzy kiwnął głową w podziękowaniu, a
następnie zwrócił uwagę ponownie na wokalistę, który rozłożył
się ramionami na stole, wpatrując w tego jednego osobnika.
-
Wychodził wtedy ze szpitala. - pozycja Rose'a wyglądała co
najmniej dziwnie, ale na
szczęście w takim miejscu, mało kto się tym interesował.
-
Skarlet znaleźli na tyłach The Roxy. - wspomniał Stradlin. -
Trzeba by było
pogadać z kolegą.
-
Przyjaciółka Stevena tu pracuje. - uśmiechnął się nagle rudy.
***
- Judy! - krzyknął Jerah, wbiegając do
mieszkania dziewczyny.
- Co się stało? - dziewczyna zmarszczyła
brwi, patrząc z oniemiałym wyrazem twarzy, na wesołego szatyna.
- Udało się!
- Co się udało? - zdumiona mina brunetki
idealnie ukazywała myśli Brown.
- Dwie godziny temu Skarlet się obudziła!
To znaczy, teraz śpi, ale lekarz jest pewien, że wszystko będzie
dobrze. Poza tym powiedział, że są duże szanse na uratowanie
dziecka. - mówił to tak szybko, że Judy zdążyła zakodować
jedynie ''Skarlet, się obudziła''.
Przez chwilę stali w bezruchu; szatyn z
wyraźną euforią, natomiast mózg dziewczyny wciąż trawił napływ
słów Jeremiaha. Kiedy w końcu dotarło do niej, o czym właśnie
zawiadomił ją przyjaciel, uśmiechnęła się szeroko.
- Wreszcie! - odsapnęła, mając
świadomość, że szatynka jest już bezpieczna. - Ktoś z nią
rozmawiał?
- Nie, doktor jeszcze nikogo nie wpuszcza.
Grunt, że żyje. - odpowiedział opanowanym już głosem. - Mam
zamiar ją właśnie odwiedzić, jedziesz?
- Pewnie, wezmę tylko kurtkę.
***
Podczas gdy dziewczyny stały przy szybie i
machały do Harrison, Izzy wraz z Axlem dyskutowali na temat szefa
The Roxy.
Na korytarzu zrobiło się tłocznie,
pielęgniarki były wszędzie, tylko nikt nie wiedział dlaczego.
Lekarz był w sali u Skarlet, która w końcu wróciła do żywych.
Oczywiście doktor opiekujący się szatynką, został obsypany
pytaniami na temat Ethana, a także tekstami typu ''niech pan ich ode
mnie pozdrowi!''. Skupiony był bardziej na wynikach, więc
dziewczyny nie słuchał, kiwał tylko głową, mówiąc coś do
siebie pod nosem.
- I jeszcze jakby Pan mógł powiedzieć
Judy, żeby przyniosła mi książkę... - wyliczała na palcach.
- Tak. - oznajmił nagle, odwracając się
od łóżka i podchodząc do jakiegoś dziwnego urządzenia.
- Co tak? - skrzywiła się, zbulwersowana,
iż mężczyzna przerwał jej wypowiedź.
Odpowiedzi nie uzyskała. Medyk latał od
siostra do siostry, które prowadziły jakieś badania w probówkach,
mazały coś w notatkach i Bóg jeden wie co jeszcze.
Wywróciła oczami, po czym skierował je
na szybę, za którą znajdowali się jej przyjaciele. Brown i
Williams cały czas stały z twarzami wlepionymi w szkło, a reszta
o czymś gadała. Jeszcze nie wiedziała o czym, ale miała zamiar
się dowiedzieć.
Nagle w progu drzwi korytarza, stanęło
dwóch funkcjonariuszy. Slash wymamrotał coś niezadowolony,
aczkolwiek Duff machnął na nich ręką, i powrócił do dyskusji.
- Musimy porozmawiać z dziewczyną. -
rzekł mundurowy, kiedy lekarz wyszedł na zewnątrz sali.
- Niestety, teraz nie można. Musimy
przeprowadzić jeszcze kilka badań.
- To ważne. - nalegał drugi z
policjantów, wcześniej dokładnie przyglądając się grupce
znajomych, którzy wlepili oczy w doktora.
- Rozumiem, ale naprawdę nie mogę Panów
wpuścić. Dziewczyna jest jeszcze zbyt słaba. - gestykulował
rękami.
- Doprawdy? - mruknął gliniarz, wątpliwie
obserwując szczerzącą się Skarlet. - Nie wygląda. -
dopowiedział, gdy Harrison zaczęła wymachiwać rękami, aby
wytłumaczyć coś przyjaciółkom.
Eskulap zerknął ukradkiem na pacjentkę.
Chrząknął zakłopotany, w dalszym ciągu upierając się, że ona
naprawdę nie jest w stanie teraz rozmawiać. Sam nie wiedział,
jakim cudem szatynka ma tyle energii, ale w szpitalu obowiązują
pewne prawa i trzeba ich przestrzegać.
- Steve? - rozpoczął rudowłosy, jako
pierwszy odrywając wzrok od mężczyzny w kitlu.
- Co?
- Ta Twoja koleżanka z The Roxy, jak ona
się nazywała?
- Debborah. - blondyn popatrzył na niego
uważnie, zastanawiając się, po co przyjacielowi takie informacje.
- Myślisz, że mogłaby załatwić nam
spotkanie z szefem?
- Mogę zapytać. - wesoły uśmiech
zawitał na twarzy perkusisty, gdy w końcu poczuł się ważny.
- Patrzcie co mam! - oświadczyła
zadowolona Judy, ukazując znajomym kawałek papieru.
- Kartkę? - odpowiedź zabrzmiała jak
pytanie, a Izzy spojrzał zdezorientowany na brunetkę.
Dziewczyna pokręciła głową, uznając
przyjaciela za idiotę.
- Listę nazwisk matki Ethana. - wyjaśniła
tonem ''przecież to oczywiste'', a następnie podając fiszkę
McKaganowi.
Basista przejechał wzrokiem po notatce.
Zatrzymał się tylko przy jednym imieniu – tak jakby je skądś
znał. I to nawet bardzo dobrze. Gdy uświadomił sobie, która
kobieta nosiła owo nazwisko, strzelił facepalma, a w myślach
okrzyknął się największym bezmózgowcem chodzącym po tej
planecie.