poniedziałek, 16 listopada 2015

4. Requiem for a dream.




- Ktoś puka! - krzyknął Steven, siedząc z Nightrainem przed telewizorem.

- No to może się ruszysz i otworzysz? - zaproponował z góry Duff.

- Chyba mi się nie chce. - odparł perkusista niezainteresowanym głosem.

- To chyba masz problem, Ty dzisiaj otwierasz!

Blondyn mruknął coś pod nosem, ale leniwie doczłapał do drzwi.

- Cześć. - uśmiechnął się na widok Adama.

Chłopak nie odpowiedział. Szybkim krokiem wszedł do Hellhousa.

- Co się stało... - spytał niepewnie Adler, z przerażeniem przyglądając się gitarzyście.

- No nie wiem, może porwali mi siostrę? - odparł zdenerwowany. - Dlaczego mi nie powiedzieliście? - podniósł głos.

- Hej, spokojnie... - zaczął McKagan, zbiegając na dół z resztą zespołu.

- Jak mam być spokojny? Duff, to moja jedyna rodzina!

- Wiem i rozumiem, ale jak będziesz się tak denerwował, to uwierz mi, nie pomożesz jej.

- Ale dlaczego mi nie powiedzieliście? Jak to się w ogóle stało?


***

Dni mijały wszystkim jakoś wolniej niż zwykle. W dodatku jesienna pogoda dodawała im depresyjnego nastroju. Nikomu nie chciało się rozmawiać; jak tylko Gunsi wracali ze studia, każdy szedł do swojego zacienionego pokoju.

- Idę... - burknął Slash, zakładając spodnie. - Erin... - powiedział zakłopotany, otwierając drzwi Hellhousa. - Słuchaj, Axla nie ma...

- Wiem. Chciałam mu tylko oddać jego rzeczy. - podała gitarzyście dwie siatki, po czym włożyła ręce do kieszeni kurtki, uśmiechnęła się blado, a następnie na pięcie odwróciła i wolnym krokiem odeszła w stronę samochodu.

Chłopak poczekał aż dziewczyna odjedzie, a następnie z papierosem w ustach, wrócił z powrotem do domu. Odłożył na bok siatki rudego i znalazł zapalniczkę.

- Kto to był? - po schodach wlekł się zaspany rytmiczny.

- Erin. - mruknął Hudson, siedząc po królewsku na fotelu.

- To kiepski moment wybrała.

- Wiedziała, że go nie ma. Oddała tylko jego rzeczy i poszła

Izzy pokręcił głową, a następnie z butelką wody, wrócił do swojego pokoju. Wczoraj od kilkunastu dni, pierwszy raz porządnie zabalowali, ale widocznie nie dla każdego skończyło się to najlepiej. Wiadomości o Skarlet jak nie było, tak nie ma do tej pory. Judy wyjechała na miesiąc do rodziców; jej tata, szanowany prawnik, obiecał, że spróbuje jakoś pomóc, bo na policji nie można było polegać.

- Halo? - Mulat podniósł słuchawkę, sepleniąc niemiłosiernie.

- Cześć, tu Judy. - przywitała się cicho dziewczyna.

- Hej hej, jak tam? Macie coś? - wyjął fajkę z buzi i oparł się o ścianę.

- Tata sprawdzał na tutejszym posterunku tego... Teda. Miał jakieś drobne przewinienia, ale to tyle. Jutro idzie na spotkanie z szeryfem, ale nie wiem czy to coś da. A jak u Was?

- Nic, cisza. Zero telefonów, w domu też się nie pojawiła, a o policję nawet nie pytaj.

- Cholera... Dobra, muszę kończyć. Pozdrów chłopaków.

- Dzięki, cześć.


***


- Axl, coś do Ciebie! - zawołał Duff, wchodząc do mieszkania z górą listów.


Blondyn pokręcił z dezaprobatą głową, a następnie rzucił stertę papieru na drewniany stolik.

- Co to było... - zdziwiła się Melisa, siedząc na sofie ze Slashem.

- Oj żebym wiedział, to bym Ci powiedział. - odparł McKagan, padając zmęczony na fotel.

- Próbowałem porozmawiać z Erin. - zaczął Izyy.

- I co?

- Z marnym skutkiem. Powiedziała żeby Axl nam się tym pochwalił. Nie wiesz od kogo był ten list?

- Nie zdążyłem sprawdzić. - zaprzeczył blondyn.

- Właśnie, zapomniałem Wam powiedzieć. - wszystkie pary oczy natychmiast wlepiły się w biednego gitarzystę. - Dzisiaj rano dzwoniła Judy. Jej tata był wczoraj na komisariacie, sprawdzał tego gościa i nic. Tylko drobne przestępstwa. Jutro ma się widzieć z szeryfem. No i kazała Was pozdrowić.

- To chyba oczywiste, że koleś nie będzie miał na karku policji ze wszystkich stanów. Ale to już jakiś trop.

- Może wypadałoby pogadać z Charliem? Skoro jego wujek jest policjantem, to może da nam jakiś wgląd do archiwum. - zaproponował Slash.

- Jak chcesz to zrobić? Nie widzieliśmy się z nim od wieków!

- Ale Percy się z nim widuje. - uśmiechnął się zadowolony Steven. - A on gra w zespole z Adamem.

Wszyscy popatrzyli na perkusistę z widocznym zaskoczeniem w oczach.

- Brawo Sherlocku! Saul, Ty idziesz. - zażądał basista.

- Dlaczego?



- Ty z nimi ostatnio grałeś. - wyszczerzył się blondyn, otwierając kolejną butelkę piwa.

- Wielkie rzeczy. - wybełkotał Hudson, jednocześnie wywracając oczami.



***

- Jezu, gdzie ich wszystkich wywiało... - mruknął Michael, wchodząc do pustego Hellhousa.

Wrócił z Seattle, musiał na dwa dni wyjechać. Wchodząc do bezludnego mieszkania, poczuł jakiś niepokój, tak jakby wszystkie zmartwienia powróciły z podwojoną mocą. Jedynie w kuchni paliło się światło, ale pomieszczenie było puste, widział to przez okno. Wbiegł na górę po schodach. Wszedł do swojego pokoju, rzucając torbę gdzieś na bok. Rozejrzał się jeszcze raz po sypialni, a następnie ruszył korytarzem w stronę łazienki. Już prawie nacisnął klamkę, gdy coś go tknęło. Odwrócił się. Na przeciwko znajdował się pokój wokalisty. Drzwi były uchylone, światło zgaszone.
Wiedział, że to co robi, nie jest fair wobec Axla, ale jego zachowanie nie dawało mu spokoju. List leżał na stoliku nocnym, tak jakby sam prosił się o przeczytanie.


- Judy? Hej. - przywitał się z przyjaciółką, w jednej dłoni trzymając słuchawkę telefonu, a w drugiej kopertę należącą do Rose'a.

- Cześć, coś się dzieje? - zapytała zdziwiona.

- Chyba tak... To znaczy na pewno. Jest mały problem z Axlem.

- A mianowicie?

- Pamiętasz jak go wtedy zatrzymali?

- Mhm. - odmruknęła.

- Nie chciał powiedzieć czemu. Teraz już wiem. Powiem Ci, jak usiądziesz.

- Już się boję. - zaśmiała się, przerywając podekscytowanemu blondynowi.


***

- Tutaj macie klucz do mojej szafki. - policjant podał Slashowi klucze. - Charlie, zamknij potem moje biuro.

- Dobrze. - pokiwał głową, a następnie zamknął drzwi.

- Będziemy musieli mu jeszcze raz podziękować. - wtrącił Izzy, stojąc z rękami w kieszeniach i rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu.

Biurko stojące na środku, sugerowało szybki tryb życia komisarza Mike'a – wujka Charliego. Niedopita kawa, rozrzucone po powierzchni drewnianego stołu papiery, teczki.

- Jak on się nazywał? - zapytał Mulat, stojąc przed metalową komodą.

- Ted Bundy... - przeczytał rytmiczny z karteczki, którą trzymał w prawej dłoni.

- Mam szukać pod ''T'' czy ''B''?

- ''B''.

Podczas gdy Saul rozglądał się za odpowiednią teczką, Stradlin sięgnął po czarną słuchawkę telefonu.

- Judy? Cześć, tu Izzy. Wujek Charliego wpuścił nas do swojego biura...

- To dobrze. Słuchajcie, już wiem co się stało Axlowi, ale o tym opowie Wam Duffy. Sprawdźcie mi przy okazji... Luise Bonnet.

- Luise Bonnet... - powtórzył szatyn, spisując nazwisko na skrawek papieru. - Kto to?

- Nie kto, a co. Prawdziwe nazwisko matki Ethana. W każdym stanie posługiwała się innymi imionami. Ja muszę spadać, ale dam Wam znać, jak będę wiedzieć coś więcej.

- Dobra, sprawdzimy jak tylko znajdziemy Teda.

- Dzięk, cześć.

Jeff odłożył słuchawkę, pokręcił głową, a następnie wstał i podszedł do przyjaciela.

- Duff wie co z naszą rudą małpą! No i musimy sprawdzić jeszcze jedno...

- Mam! - krzyknął uradowany Hudson.

Rytmiczny westchnął zrezygnowany, ale łaskawie dosiadł się do biurka, przy którym urzędował już, wesoły Slash.

- I co?

- Pobicie... Gwałt... Rozbój... Kradzież... Tyle. - czytał monotonnie.

- Pokaż mi to. - wyciągnął rękę po dokumenty.

Saul popatrzył na szatyna dziwnym wzrokiem, ale posłusznie podał mu teczkę.

- To kogo mam jeszcze znaleźć?

- Ciii... -Charlie przyłożył palec do ust, uciszając znajomych. - Ktoś idzie...

Chłopcy popatrzyli po sobie, po czym schowali się za ścianką. W milczeniu przeczekali aż nieznajomi przejdą, a następnie wrócili do pracy.

- Musimy się sprężyć, lada chwila ktoś znowu może tędy przechodzić, kończy się przerwa na lunch. - zakomunikował Charlie, dyskretnie wyglądając przez boczne okno gabinetu.

- Slash, szukaj szybko tej dziewczyny, na stoliku masz jej nazwisko. - nakazał Izzy, porządkując papiery Teda.

- Bonnet, Bonnet... - powtarzał Hudson. - Mam. Twój wujek obrazi się, jeżeli pożyczymy do skserowania kilka dokumentów?

- Bierzcie, oddam mu. - machnął ręką.

Gitarzyści spakowali do torby akta. Kiedy byli już pewni, że na korytarzu nikogo nie ma, szybkim krokiem opuścili pokój.

***

- I been to the edge
And there I stood and looked down ! śpiewał Steven, rzucając się po całym salonie.

- Ty jebany pudlu, zamknij ryj! - wydarł się z góry Axl.

- Przepraszam, nic nie słyszę! - odkrzyknął szczęśliwym głosem, opadając na kanapę.

- Matko, a co tu się stało? - spytał przerażony Slash, wchodząc z Izzym do Hellhousa.

- Nie rozumiem? - perkusista leżał na jednym boku, przyglądając się przyjaciołom z nienaturalnie wielkim zafascynowaniem.

- Co to za burdel?

- Hellhouse. - odpowiedział blondyn.

- Tak, to wiem. Ale jest jakiś... większy bałagan niż zwykle...

- Nie przejmuj się. - Adler machnął dłonią, wstał, po czym tanecznym krokiem zniknął za drzwiami swojego pokoju.

- Co kurwa... - mruknął Mulat pod nosem.

- To. - powiedział spokojnie rytmiczny, biorąc do ręki woreczek z białym proszkiem.

Nagle do domu wpadł zdenerwowany McKagan. Gdy ujrzał co dzieje się w salonie, podirytowanie zniknęło z jego twarzy.

- Było tornado? I co to w ogóle za muzyka? - zmarszczył brwi, stojąc w jednej pozycji.

- Nie tornado, tylko Steven na dragach. A co do muzyki... to nie wiem. - zaśmiał się Stradlin. - Byliśmy w biurze.

- To wspaniale, a ja w barze. - mruknął niechętnie, chowając pudełko papierosów do kieszeni katany.

- Też nieźle. - pochwalił go sarkastycznie gitarzysta, po czym razem z szatynem wybuchnęli gromkim śmiechem.

- Wy też coś braliście? - odpowiedział prawdopodobnie jeszcze bardziej zły, niż na początku. Olał dobry humor przyjaciół, wbiegł po schodach na górę, a następnie głośno trzaskając drzwiami.

- Ciekawe czy nasz kochany wokalista jest w domu...

- Ścisz muzykę, to się dowiesz. - Jeff wyjął dokumenty z plecaka, rzucając je na niski, drewniany stolik.

- Jest, i to chyba nie sam. - wyszczerzył się Hudson, siadając na przeciwko rytmicznego.

- Wiesz, że on inaczej nie umie. Wracając do naszej sprawy, Duff miał nam wyjaśnić, dlaczego wtedy przymknęli rudego. - oznajmił, przeglądając akta Luise.

- W tym stanie wolę do niego nie iść.

- Jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy mogli zostać detektywami...



- Cześć Judy, mamy dokumenty matki Ethana, ale co teraz?

- Sprawdź jakimi nazwiskami posługiwała się w... Karolinie Południowej, New Jersey i Georgie.

- Chwila... - szatyn kartkował po kolei wszystkie papiery. - Nigdzie tego nie ma...

- Musi być. - westchnęła zmęczona.

Chłopak wypuścił cicho powietrze.

- Dobra, mam. W Karolinie Południowej - Renee Blusbierr, New Jersey – Naomi Hornet, Georgia – Courtney Johnson.

- Dzięki. Co u Was? - zmieniła temat.

- Bywało lepiej. Steven siedzi naćpany w pokoju, Duff wkurwiony, też u siebie. A jak u Ciebie?
- Całkiem dobrze, szeryf stara się pomóc, cały czas grzebie w archiwum sprzed lat.

- Izzy.. - szepnął Slash, nie zwracając uwagi na fakt, iż kolega prowadzi właśnie ważną rozmowę telefoniczną.

- Słuchaj muszę kończyć.

- Dobra, trzymajcie się.

- Ty też. - odłożył słuchawkę. - Co jest?

- Popatrz. - Saul podstawił rytmicznemu skrawek papieru pod nos.

- Na co?

- Tutaj... New Jersey – Naomi Hornet. Przecież o nią pytali nas na policji.

- To już wiemy.

- Tak, ale zerknij linijkę niżej. W New Jersey była tylko dwa razy.

- Co w tym dziwnego? - Jeff zapalił papierosa, a następnie powrócił wzrokiem do dokumentów rozwalonych na stole.

- Za drugim razem była tam w kwietniu, dokładnie w tym samym tygodniu i w tym samym hotelu, co my. - wyjaśnił gitarzysta, biorąc łyk Danielsa.

- Myślisz, że... - Stradlin popatrzył na przyjaciela przenikliwym wzorkiem. - Nie, na pewno nie...

- No to o co może mu chodzić? Od dłuższego czasu chodzi zdenerwowany, nie che z nami rozmawiać. A to zaczęło się dokładnie wtedy, gdy podrzucili nam Ethana.

- Axl ma swoje humorki...

- Tak, ale one nigdy nie trwały tak długo. - przerwał mu.

***


- Duff, ja wiem, że jesteś obrażony na cały świat, ale musisz nam teraz otworzyć. - Izzy dobijał się do drzwi McKagana od 10 minut.

- Co chcesz? - w progu pojawił się zaspany blondyn.

- Musisz nam powiedzieć, co się wtedy stało, dlaczego zamknęli Axla. - zażądał szatyn, wchodząc ze Slashem do pokoju basisty.

Chłopak westchnął, popatrzył zrezygnowany na przyjaciół, po czym rzekł:

- Dobra. Gdzie macie Stevena? Nie chce powtarzać tego dwa razy.

- Siedzi u siebie, pójdę po niego. - zaproponował gitarzysta.




- Adler, otwieraj! - krzyknął Mulat, waląc ręką w drzwi.

Cisza. Zdenerwowany postanowił po prostu wejść do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na to, czy perkusiście się to spodoba, czy nie.

- Boże, Steven... - podbiegł do leżącego na środku pokoju blondyna. - Kurwa... - mruknął pod nosem, gdy znalazł pudełko tabletek leżących koło przyjaciela. - Izzy, Duff!

- Czemu się tak wydzierasz? - zdziwił się rytmiczny, schodząc po schodach.

- Jest nieprzytomny... - zakomunikował podenerwowany.

- Popcorn, coś Ty wziął tym razem... - westchnął cicho. - Jesteś pewien, że jest nieprzytomny?

- Tak.

- Co Wy tyle robicie? - Michael zbiegł na dół, wpadając do pokoju Pudla.

- Steve znowu coś wziął... Slash, co tam masz? - spytał gitarzystę, gdy zobaczył dziwny obiekt w rękach przyjaciela.

- Nie wiem, leżało przy Popcornie... - podał szatynowi znalezisko, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.

- 3-Chinuklidynobenzylan... - mruknął Stradlin, obracając pudełko w dłoniach.

- Co? - basista wytrzeszczył oczy, patrząc na czarnowłosego zdezorientowanym wzorkiem.

- Nic, ale patrząc po dawce... to albo zawieziemy go do szpitala, albo...

- Przecież nas zatrzymają i zrobią rewizję. - zauważył Hudson.

- Dobra, ale Ty będziesz wybierał trumnę. - odpowiedział Izzy, ze zmartwieniem patrząc na leżącego Adlera.



***

- Ile go będą tam jeszcze trzymać. - niecierpliwił się Duff, czekając pod salą operacyjną z Jeffreyem i Saulem.

- Czy my przypadkiem nie zostawiliśmy papierów na stole... - oprzytomniał chłopak z burzą kręconych włosów.

- Przypadkiem tak. - potwierdził rytmiczny. - Słuchaj, czekajcie tu, a ja pojadę je ogarnąć.

- Gdzie idziesz? - zapytał McKagan odchodząc od zmysłów.

- Muszę na chwilę skoczyć do Hellhouse'a.

Blondyn kiwnął głową na znak, że zrozumiał, po czym wrócił do czuwania przed drzwiami.




Cały przemoczony wpadł do mieszkania. Axla i jego nowej koleżanki albo nie było, albo skończyli, bo w domu panowała zupełna cisza.

- Cholera... - przeklną czarnowłosy, gdy zastał pusty stolik.


Szybko wbiegł na górę, bez pukania wtargnął do pokoju Rose'a. Jak się jednak okazało, pomieszczenie też było puste, żadnej żywej duszy. Z wyjątkiem jego oczywiście. Co jeszcze bardziej zaniepokoiło Stradlina? Trzy opakowania tabletek antydepresyjnych, a raczej rozrzucone pudełka i brak tabletek nasennych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hand Signal...Rock On