-
Ktoś puka! - krzyknął Steven, siedząc z Nightrainem przed
telewizorem.
-
No to może się ruszysz i otworzysz? - zaproponował z góry Duff.
-
Chyba mi się nie chce. - odparł perkusista niezainteresowanym
głosem.
-
To chyba masz problem, Ty dzisiaj otwierasz!
Blondyn
mruknął coś pod nosem, ale leniwie doczłapał do drzwi.
-
Cześć. - uśmiechnął się na widok Adama.
Chłopak
nie odpowiedział. Szybkim krokiem wszedł do Hellhousa.
-
Co się stało... - spytał niepewnie Adler, z przerażeniem
przyglądając się gitarzyście.
-
No nie wiem, może porwali mi siostrę? - odparł zdenerwowany. -
Dlaczego mi nie powiedzieliście? - podniósł głos.
-
Hej, spokojnie... - zaczął McKagan, zbiegając na dół z resztą
zespołu.
-
Jak mam być spokojny? Duff, to moja jedyna rodzina!
-
Wiem i rozumiem, ale jak będziesz się tak denerwował, to uwierz
mi, nie pomożesz jej.
-
Ale dlaczego mi nie powiedzieliście? Jak to się w ogóle stało?
***
Dni mijały wszystkim jakoś wolniej niż
zwykle. W dodatku jesienna pogoda dodawała im depresyjnego nastroju.
Nikomu nie chciało się rozmawiać; jak tylko Gunsi wracali ze
studia, każdy szedł do swojego zacienionego pokoju.
- Idę... - burknął Slash, zakładając
spodnie. - Erin... - powiedział zakłopotany, otwierając drzwi
Hellhousa. - Słuchaj, Axla nie ma...
- Wiem. Chciałam mu tylko oddać jego
rzeczy. - podała gitarzyście dwie siatki, po czym włożyła ręce
do kieszeni kurtki, uśmiechnęła się blado, a następnie na pięcie
odwróciła i wolnym krokiem odeszła w stronę samochodu.
Chłopak poczekał aż dziewczyna odjedzie,
a następnie z papierosem w ustach, wrócił z powrotem do domu.
Odłożył na bok siatki rudego i znalazł zapalniczkę.
- Kto to był? - po schodach wlekł się
zaspany rytmiczny.
- Erin. - mruknął Hudson, siedząc po
królewsku na fotelu.
- To kiepski moment wybrała.
- Wiedziała, że go nie ma. Oddała tylko
jego rzeczy i poszła
Izzy pokręcił głową, a następnie z
butelką wody, wrócił do swojego pokoju. Wczoraj od kilkunastu dni,
pierwszy raz porządnie zabalowali, ale widocznie nie dla każdego
skończyło się to najlepiej. Wiadomości o Skarlet jak nie było,
tak nie ma do tej pory. Judy wyjechała na miesiąc do rodziców; jej
tata, szanowany prawnik, obiecał, że spróbuje jakoś pomóc, bo na
policji nie można było polegać.
- Halo? - Mulat podniósł słuchawkę,
sepleniąc niemiłosiernie.
- Cześć, tu Judy. - przywitała się
cicho dziewczyna.
- Hej hej, jak tam? Macie coś? - wyjął
fajkę z buzi i oparł się o ścianę.
- Tata sprawdzał na tutejszym posterunku
tego... Teda. Miał jakieś drobne przewinienia, ale to tyle. Jutro
idzie na spotkanie z szeryfem, ale nie wiem czy to coś da. A jak u
Was?
- Nic, cisza. Zero telefonów, w domu też
się nie pojawiła, a o policję nawet nie pytaj.
- Cholera... Dobra, muszę kończyć.
Pozdrów chłopaków.
- Dzięki, cześć.
***
-
Axl, coś do Ciebie! - zawołał Duff, wchodząc do mieszkania z górą
listów.
Blondyn
pokręcił z dezaprobatą głową, a następnie rzucił stertę
papieru na drewniany stolik.
-
Co to było... - zdziwiła się Melisa, siedząc na sofie ze
Slashem.
-
Oj żebym wiedział, to bym Ci powiedział. - odparł McKagan,
padając zmęczony na fotel.
-
Próbowałem porozmawiać z Erin. - zaczął Izyy.
-
I co?
-
Z marnym skutkiem. Powiedziała żeby Axl nam się tym pochwalił.
Nie wiesz od kogo był ten list?
-
Nie zdążyłem sprawdzić. - zaprzeczył blondyn.
-
Właśnie, zapomniałem Wam powiedzieć. - wszystkie pary oczy
natychmiast wlepiły się w biednego gitarzystę. - Dzisiaj rano
dzwoniła Judy. Jej tata był wczoraj na komisariacie, sprawdzał
tego gościa i nic. Tylko drobne przestępstwa. Jutro ma się widzieć
z szeryfem. No i kazała Was pozdrowić.
-
To chyba oczywiste, że koleś nie będzie miał na karku policji ze
wszystkich stanów. Ale to już jakiś trop.
-
Może wypadałoby pogadać z Charliem? Skoro jego wujek jest
policjantem, to może da nam jakiś wgląd do archiwum. -
zaproponował Slash.
-
Jak chcesz to zrobić? Nie widzieliśmy się z nim od wieków!
-
Ale Percy się z nim widuje. - uśmiechnął się zadowolony Steven.
- A on gra w zespole z Adamem.
Wszyscy
popatrzyli na perkusistę z widocznym zaskoczeniem w oczach.
-
Brawo Sherlocku! Saul, Ty idziesz. - zażądał basista.
-
Dlaczego?
-
Ty z nimi ostatnio grałeś. - wyszczerzył się blondyn, otwierając
kolejną butelkę piwa.
-
Wielkie rzeczy. - wybełkotał Hudson, jednocześnie wywracając
oczami.
***
-
Jezu, gdzie ich wszystkich wywiało... - mruknął Michael, wchodząc
do pustego Hellhousa.
Wrócił
z Seattle, musiał na dwa dni wyjechać. Wchodząc do bezludnego
mieszkania, poczuł jakiś niepokój, tak jakby wszystkie zmartwienia
powróciły z podwojoną mocą. Jedynie w kuchni paliło się
światło, ale pomieszczenie było puste, widział to przez okno.
Wbiegł na górę po schodach. Wszedł do swojego pokoju, rzucając
torbę gdzieś na bok. Rozejrzał się jeszcze raz po sypialni, a
następnie ruszył korytarzem w stronę łazienki. Już prawie
nacisnął klamkę, gdy coś go tknęło. Odwrócił się. Na
przeciwko znajdował się pokój wokalisty. Drzwi były uchylone,
światło zgaszone.
Wiedział,
że to co robi, nie jest fair wobec Axla, ale jego zachowanie nie
dawało mu spokoju. List leżał na stoliku nocnym, tak jakby sam
prosił się o przeczytanie.
-
Judy? Hej. - przywitał się z przyjaciółką, w jednej dłoni
trzymając słuchawkę telefonu, a w drugiej kopertę należącą do
Rose'a.
-
Cześć, coś się dzieje? - zapytała zdziwiona.
-
Chyba tak... To znaczy na pewno. Jest mały problem z Axlem.
-
A mianowicie?
-
Pamiętasz jak go wtedy zatrzymali?
-
Mhm. - odmruknęła.
-
Nie chciał powiedzieć czemu. Teraz już wiem. Powiem Ci, jak
usiądziesz.
-
Już się boję. - zaśmiała się, przerywając podekscytowanemu
blondynowi.
***
- Tutaj macie klucz do mojej szafki. -
policjant podał Slashowi klucze. - Charlie, zamknij potem moje
biuro.
- Dobrze. - pokiwał głową, a następnie
zamknął drzwi.
- Będziemy musieli mu jeszcze raz
podziękować. - wtrącił Izzy, stojąc z rękami w kieszeniach i
rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu.
Biurko stojące na środku, sugerowało
szybki tryb życia komisarza Mike'a – wujka Charliego. Niedopita
kawa, rozrzucone po powierzchni drewnianego stołu papiery, teczki.
- Jak on się nazywał? - zapytał Mulat,
stojąc przed metalową komodą.
- Ted Bundy... - przeczytał rytmiczny z
karteczki, którą trzymał w prawej dłoni.
- Mam szukać pod ''T'' czy ''B''?
- ''B''.
Podczas gdy Saul rozglądał się za
odpowiednią teczką, Stradlin sięgnął po czarną słuchawkę
telefonu.
- Judy? Cześć, tu Izzy. Wujek Charliego
wpuścił nas do swojego biura...
- To dobrze. Słuchajcie, już wiem co się
stało Axlowi, ale o tym opowie Wam Duffy. Sprawdźcie mi przy
okazji... Luise Bonnet.
- Luise Bonnet... - powtórzył szatyn,
spisując nazwisko na skrawek papieru. - Kto to?
- Nie kto, a co. Prawdziwe nazwisko matki
Ethana. W każdym stanie posługiwała się innymi imionami. Ja muszę
spadać, ale dam Wam znać, jak będę wiedzieć coś więcej.
- Dobra, sprawdzimy jak tylko znajdziemy
Teda.
- Dzięk, cześć.
Jeff odłożył słuchawkę, pokręcił
głową, a następnie wstał i podszedł do przyjaciela.
- Duff wie co z naszą rudą małpą! No i
musimy sprawdzić jeszcze jedno...
- Mam! - krzyknął uradowany Hudson.
Rytmiczny westchnął zrezygnowany, ale
łaskawie dosiadł się do biurka, przy którym urzędował już,
wesoły Slash.
- I co?
- Pobicie... Gwałt... Rozbój...
Kradzież... Tyle. - czytał monotonnie.
- Pokaż mi to. - wyciągnął rękę po
dokumenty.
Saul popatrzył na szatyna dziwnym
wzrokiem, ale posłusznie podał mu teczkę.
- To kogo mam jeszcze znaleźć?
- Ciii... -Charlie przyłożył palec do
ust, uciszając znajomych. - Ktoś idzie...
Chłopcy popatrzyli po sobie, po czym
schowali się za ścianką. W milczeniu przeczekali aż nieznajomi
przejdą, a następnie wrócili do pracy.
- Musimy się sprężyć, lada chwila ktoś
znowu może tędy przechodzić, kończy się przerwa na lunch. -
zakomunikował Charlie, dyskretnie wyglądając przez boczne okno
gabinetu.
- Slash, szukaj szybko tej dziewczyny, na
stoliku masz jej nazwisko. - nakazał Izzy, porządkując papiery
Teda.
- Bonnet, Bonnet... - powtarzał Hudson. -
Mam. Twój wujek obrazi się, jeżeli pożyczymy do skserowania kilka
dokumentów?
- Bierzcie, oddam mu. - machnął ręką.
Gitarzyści spakowali do torby akta. Kiedy
byli już pewni, że na korytarzu nikogo nie ma, szybkim krokiem
opuścili pokój.
***
- I
been to the edge
And there I stood and looked down ! –
śpiewał Steven, rzucając
się po całym salonie.
- Ty jebany pudlu, zamknij ryj! - wydarł
się z góry Axl.
- Przepraszam, nic nie słyszę! -
odkrzyknął szczęśliwym głosem, opadając na kanapę.
- Matko, a co tu się stało? - spytał
przerażony Slash, wchodząc z Izzym do Hellhousa.
- Nie rozumiem? - perkusista leżał na
jednym boku, przyglądając się przyjaciołom z nienaturalnie
wielkim zafascynowaniem.
- Co to za burdel?
- Hellhouse. - odpowiedział blondyn.
- Tak, to wiem. Ale jest jakiś... większy
bałagan niż zwykle...
- Nie przejmuj się. - Adler machnął
dłonią, wstał, po czym tanecznym krokiem zniknął za drzwiami
swojego pokoju.
- Co kurwa... - mruknął Mulat pod nosem.
- To. -
powiedział spokojnie rytmiczny, biorąc do ręki woreczek
z białym proszkiem.
Nagle do domu wpadł zdenerwowany McKagan.
Gdy ujrzał co dzieje się w salonie, podirytowanie zniknęło z jego
twarzy.
- Było tornado? I co to w ogóle za
muzyka? - zmarszczył brwi, stojąc w jednej pozycji.
- Nie tornado, tylko Steven na dragach. A
co do muzyki... to nie wiem. - zaśmiał się Stradlin. - Byliśmy w
biurze.
- To wspaniale, a ja w barze. - mruknął
niechętnie, chowając pudełko papierosów do kieszeni katany.
- Też nieźle. - pochwalił go
sarkastycznie gitarzysta, po czym razem z szatynem wybuchnęli
gromkim śmiechem.
- Wy też
coś braliście? - odpowiedział prawdopodobnie jeszcze bardziej zły,
niż na początku. Olał dobry humor przyjaciół, wbiegł po schodach na górę, a następnie głośno trzaskając drzwiami.
- Ciekawe czy nasz kochany wokalista jest w
domu...
- Ścisz
muzykę, to się dowiesz. - Jeff
wyjął dokumenty z plecaka, rzucając je na niski, drewniany stolik.
- Jest, i to chyba nie sam. - wyszczerzył
się Hudson, siadając na przeciwko rytmicznego.
- Wiesz, że on inaczej nie umie. Wracając
do naszej sprawy, Duff miał nam wyjaśnić, dlaczego wtedy
przymknęli rudego. - oznajmił, przeglądając akta Luise.
- W
tym stanie wolę do niego nie iść.
- Jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy
mogli zostać detektywami...
- Cześć Judy, mamy dokumenty matki
Ethana, ale co teraz?
- Sprawdź jakimi nazwiskami posługiwała
się w... Karolinie Południowej, New Jersey i Georgie.
- Chwila... - szatyn kartkował po kolei
wszystkie papiery. - Nigdzie tego nie ma...
- Musi być. - westchnęła zmęczona.
Chłopak wypuścił cicho powietrze.
- Dobra, mam. W Karolinie Południowej -
Renee Blusbierr, New Jersey – Naomi Hornet, Georgia – Courtney
Johnson.
- Dzięki. Co u Was? - zmieniła temat.
- Bywało lepiej. Steven siedzi naćpany w
pokoju, Duff wkurwiony, też u siebie. A jak u Ciebie?
- Całkiem dobrze, szeryf stara się pomóc,
cały czas grzebie w archiwum sprzed lat.
- Izzy.. - szepnął Slash, nie zwracając
uwagi na fakt, iż kolega prowadzi właśnie ważną rozmowę
telefoniczną.
- Słuchaj muszę kończyć.
- Dobra, trzymajcie się.
- Ty też. - odłożył słuchawkę. - Co
jest?
- Popatrz. - Saul podstawił rytmicznemu
skrawek papieru pod nos.
- Na co?
- Tutaj... New Jersey – Naomi Hornet.
Przecież o nią pytali nas na policji.
- To już wiemy.
- Tak, ale zerknij linijkę niżej. W New
Jersey była tylko dwa razy.
- Co w tym dziwnego? - Jeff zapalił
papierosa, a następnie powrócił wzrokiem do dokumentów
rozwalonych na stole.
- Za drugim razem była tam w kwietniu,
dokładnie w tym samym tygodniu i w tym samym hotelu, co my. -
wyjaśnił gitarzysta, biorąc łyk Danielsa.
- Myślisz, że... - Stradlin popatrzył na
przyjaciela przenikliwym wzorkiem. - Nie, na pewno nie...
- No to o co może mu chodzić? Od
dłuższego czasu chodzi zdenerwowany, nie che z nami rozmawiać. A
to zaczęło się dokładnie wtedy, gdy podrzucili nam Ethana.
- Axl ma swoje humorki...
- Tak, ale one nigdy nie trwały tak długo.
- przerwał mu.
***
- Duff, ja wiem, że jesteś obrażony na
cały świat, ale musisz nam teraz otworzyć. - Izzy dobijał się do
drzwi McKagana od 10 minut.
- Co chcesz? - w progu pojawił się
zaspany blondyn.
- Musisz nam powiedzieć, co się wtedy
stało, dlaczego zamknęli Axla. - zażądał szatyn, wchodząc ze
Slashem do pokoju basisty.
Chłopak westchnął, popatrzył
zrezygnowany na przyjaciół, po czym rzekł:
- Dobra. Gdzie macie Stevena? Nie chce
powtarzać tego dwa razy.
- Siedzi u siebie, pójdę po niego. -
zaproponował gitarzysta.
- Adler, otwieraj! - krzyknął Mulat,
waląc ręką w drzwi.
Cisza. Zdenerwowany postanowił po prostu
wejść do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na to, czy perkusiście
się to spodoba, czy nie.
- Boże, Steven... - podbiegł do leżącego
na środku pokoju blondyna. - Kurwa... - mruknął pod nosem, gdy
znalazł pudełko tabletek leżących koło przyjaciela. - Izzy,
Duff!
- Czemu się tak wydzierasz? - zdziwił się
rytmiczny, schodząc po schodach.
- Jest nieprzytomny... - zakomunikował
podenerwowany.
- Popcorn, coś Ty wziął tym razem... -
westchnął cicho. - Jesteś pewien, że jest nieprzytomny?
- Tak.
- Co Wy tyle robicie? - Michael zbiegł na
dół, wpadając do pokoju Pudla.
- Steve znowu coś wziął... Slash, co tam
masz? - spytał gitarzystę, gdy zobaczył dziwny obiekt w rękach
przyjaciela.
- Nie wiem, leżało przy Popcornie... -
podał szatynowi znalezisko, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.
- 3-Chinuklidynobenzylan... - mruknął
Stradlin, obracając pudełko w dłoniach.
- Co? - basista wytrzeszczył oczy, patrząc
na czarnowłosego zdezorientowanym wzorkiem.
- Nic, ale patrząc po dawce... to albo
zawieziemy go do szpitala, albo...
- Przecież nas zatrzymają i zrobią
rewizję. - zauważył Hudson.
- Dobra, ale Ty będziesz wybierał trumnę.
- odpowiedział Izzy, ze zmartwieniem patrząc na leżącego Adlera.
***
- Ile go będą tam jeszcze trzymać. -
niecierpliwił się Duff, czekając pod salą operacyjną z Jeffreyem
i Saulem.
- Czy my przypadkiem nie zostawiliśmy
papierów na stole... - oprzytomniał chłopak z burzą kręconych
włosów.
- Przypadkiem tak. - potwierdził
rytmiczny. - Słuchaj, czekajcie tu, a ja pojadę je ogarnąć.
- Gdzie idziesz? - zapytał McKagan
odchodząc od zmysłów.
- Muszę na chwilę skoczyć do
Hellhouse'a.
Blondyn kiwnął głową na znak, że
zrozumiał, po czym wrócił do czuwania przed drzwiami.
Cały przemoczony wpadł do mieszkania.
Axla i jego nowej koleżanki albo nie było, albo skończyli, bo w
domu panowała zupełna cisza.
- Cholera... - przeklną czarnowłosy,
gdy zastał pusty stolik.
Szybko wbiegł na górę, bez pukania
wtargnął do pokoju Rose'a. Jak się jednak okazało, pomieszczenie
też było puste, żadnej żywej duszy. Z wyjątkiem jego oczywiście.
Co jeszcze bardziej zaniepokoiło Stradlina? Trzy opakowania tabletek
antydepresyjnych, a raczej rozrzucone pudełka i brak tabletek nasennych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz