poniedziałek, 9 listopada 2015

3. They will not let you go.


- … No i mi powiedzieli... - Axl siedział w kuchni ze Skarlet. - Nie mów chłopakom, dobra? - spojrzał na przyjaciółkę z prośbą w oczach.

- Nie powiem, sam im powiesz. - mruknęła, a następnie wyszła z pomieszczenia.

- Świetnie... - odstawił szklankę do zlewu, po czym przeszedł do pokoju, w którym odbywała się mini impreza.

- Rudzielcu, jednak żyjesz! - krzyknął rozbawiony Adler, tarzając się po podłodze.

Rose burknął coś pod nosem, wbiegł po schodach na górę, i trzasnął drzwiami.

- Chyba nie ma humoru. - podsumował perkusista, siadając po turecku naprzeciwko znajomych.

- Lepiej go teraz nie drażnijcie. - dodała powoli Judy, przyglądając się kartom, które trzymała w ręku.

- Wy coś wiecie. - zakomunikował Slash, badając dziewczyny wzrokiem.

- No na pewno więcej niż Wy. - ironiczny uśmiech zagościł na twarzy szatynki. - Słuchajcie, nie wiem jak Judy, ale ja chyba postaram się doczołgać do domu.

- Czekaj, pójdę z Tobą. - Steven złapał dziewczynę za kostkę.

- A idź pan, wybieram się do domu, nie do Rainbow..

- Ktoś musi pójść ze mną do baru. - odrzekł zasmucony blondyn, obdarzając przyjaciół przeuroczym wzrokiem.

- Idź sam, przecież masz już 21 lat. - wzruszył ramionami Izzy, zapalając papierosa.

- To pójdę do chłopaków ze Skid Row. - burknął obrażony.

Nie uzyskując odpowiedzi, wstał, i jak zaplanował, tak zrobił.


***
Dwa dni później

- O, cześć Duff... - Judy wpuściła basistę do domu. - Coś nie tak? - zapytała, widząc krzywą minę przyjaciela.

- Erin u nas jest... - siadł, a raczej rzucił się na bordowy fotel.

- I co w związku z tym? - zmarszczyła czoło, siadając na parapecie.

- Znowu się kłócą, nie wiem o co im poszło, nawet nie starałem się dowiedzieć. Wszyscy wyszli, bo mieli ich dosyć.

- Wiesz, dwa silne charaktery się spotkały. - mruknęła rozbawiona brunetka.

- Pewnie masz rację... - odparł spokojnie chłopak, rozglądając się po mieszkaniu dziewczyny.

Ściana z szafy na książki. To chyba najdziwniejszy, ale jednocześnie najbardziej zaskakujący pomysł na mebel, jaki dotychczas spotkał. Czerwony abażur tłumił światło, nadając salonowi pewnego przyjemnego mroku.

- A wracając do tematu o Axlu... - spojrzał na przyjaciółkę. - Co się dzieje?

Brunetka westchnęła. Opuściła jedną nogę na dół, a wzrok przeniosła na blondyna.

- Rozumiem, nie chcesz powiedzieć, to nie mów...

- Wydaję mi się, że to on powinien Was o tym poinformować. Przepraszam. - skrzywiła się jednoznacznie.

- Nic się nie stało. - uśmiechnął się blado. - Mam wrażenie, że Izzy znowu spotkał nieodpowiednich ludzi - kontynuował.

- Co masz na myśli?

- Czasem nie wraca do domu, a zdarza się, że nie ma go tydzień. Ostatnio zawitał do domu z siniakiem na pół twarzy.

- Wiem, że się o niego martwisz, ale to jego wybór. - doskonale zdawała sobie sprawę, jak może skończyć się ingerowanie w cudze życie.

- Ale jak mu się coś stanie, to gdzie my znajdziemy takiego gitarzystę? Poza tym, bez Jeffa to nie będzie już Guns N' Roses. Całą piątką tworzymy ten zespół...

Dziewczyna pokiwała jedynie głową, słuchając w milczeniu. Blondyn opowiadał jej o tym, jak poznał przyjaciół, jak zaczęli pierwsze próby. Znała tę historię na pamięć, ale wiedziała, że tylko w ten sposób ulży basiście.

***

- Nie rozumiesz. - Rose znów podniósł głos.

- Obawiam się, że niestety rozumiem. - syknęła Erin, stojąc tyłem do partnera.

- Ja nic takiego nie pamiętam, to nie może być prawda! - krzyknął zdenerwowany, rzucając talerzem.



- Pij dwa razy więcej, a na pewno będziesz pamiętał! - wyszła do salonu, zostawiając rudowłosego w kuchni.

- Ta dziewczyna jest na moim sumieniu, nie Twoim, więc nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. - powiedział spokojnym, aczkolwiek nieprzyjemnym tonem, kiedy pojawił się w pokoju obok.

- Wybaczyłam Ci wiele zdrad, ale to... nie pomyślałam, że coś takiego może mieć miejsce. - zasłoniła twarz dłońmi.

- Mogłem zachować to dla siebie, miałbym przynajmniej święty spokój. - mruknął, opierając się plecami o ścianę.

- Jak Ty to sobie teraz wyobrażasz? Chciałeś się wybić, być znany. Udało Ci się. Ale przez taki jeden błąd, możesz stracić wszystko...

Axl nie odpowiedział. Siedział w milczeniu, wpatrując się gdzieś w dal. Nie widział potrzeby ciągnięcia tej konwersacji. Był zdenerwowany do granic możliwości. Nie chcąc kolejnego napływu złości, wyszedł z Hellhousa. Bez słowa pożegnania, zostawił brunetkę samą. Był na nią wściekły, wręcz znienawidził ją na moment. Nie rozumiał, dlaczego wtrącała się w jego życie. A co się stało, już się nie odstanie. Zdawał sobie sprawę, że popełnił błąd, a teraz będzie musiał ponieść konsekwencje. Nie trzeba było mu tego uświadamiać.
Poszedł do pierwszego lepszego monopolowego, kupił co miał kupić, ale nie wiedział gdzie ma iść. Przecież nie wróci teraz do domu, nie potrafi spojrzeć jej w oczy. Potrzebował rozmowy, to fakt. Tylko z kim? Slash u dziewczyny, Steven baluje z Motleyami. Izzy jak wyszedł, tak pewnie nie wróci przez co najmniej trzy dni, a Duff... Właściwie, nie wie gdzie blondyn się podziewał. Siadł z flaszką wódki na ławce, pustym wzrokiem patrząc na zatłoczoną ulicę Sunset Strip.

***

Rozmowę Judy i Duffa przerwał telefon, jak się okazało, od Skarlet.

- Nie chyba nie... Nie wiem, nie zwróciłam na to uwagi... Dobra, będę uważać, trzymaj się. - mina dziewczyny rozwiała jakiekolwiek wątpliwości.

- Co się stało? - zapytał lekko przerażony basista.

- Skarlet powiedziała, że jak wracała od Jeraha do domu, to ktoś ją śledził... - odpowiedziała zaniepokojona, powoli siadając na kanapie.

- Kto?

- Archanioł Gabriel. - ironia wkradła się do głosu brunetki. - Skąd mamy wiedzieć...

- Faktycznie u Ciebie pod blokiem stało jakiś dwóch kolesie, ale myślałem, że tu mieszkają... - myślał głośno McKagan.

- A skąd pewność, że tu nie mieszkają? To duży blok, duże osiedle, różni ludzie tu mieszkają. - Judy próbowała pozbyć się tej myśli.

- Dlaczego ona w ogóle od niego wróciła? - zastanawiał się dalej.

- Chyba znowu się posprzeczali. - mruknęła zamyślona, wpatrując się w okno.

- A Adama nie ma w domu?

- Z tego co wiem, to jest z zespołem w trasie. Wczoraj grali ten koncert ze Slashem, a potem wyjechali, chyba do Arizony. Mają pod koniec tygodnia wrócić.

- Zaraz, przecież mogło jej się wydawać. Jest zmęczona i wiesz...

Dziewczyna skrytykowała go wzrokiem. Oczywiste było, że nikt obcy nie wchodzi wieczorem na osiedle domków jednorodzinnych, tylko po to, aby pospacerować.


Po dwóch godzinach rozmowy, do mieszkania Judy wpadł roztrzepany Axl.

- Jezu, koleś, co się stało? - patrzył na niego Duff, uznając przyjaciele za skończonego idiotę.

- Porwali Skarlet. - wysapał resztkami sił, opierając się ręką o ścianę.

- Co? - zapytała Judy, odwracając się w stronę rudowłosego, z morderczym wzrokiem.

- Nic. - zmieszał się wokalista.

- Axl...

- Dobrze, już mówię... - siadł na kanapie naprzeciwko znajomych.

Wyglądał jak na przesłuchaniu. Cały czas rozglądał się po pokoju, ręce mu drżały i nie mógł się skupić. Brunetka wlepiła w niego oczy, Duff siedział jakby nieobecny i nic nie mówił.

- Spotkałem ją przy sklepie muzycznym, wracała od tego swojego... Jeremiego...

- Jeraha. - poprawiła go Brown.

- No tak, jeden chuj. Ja potrzebowałem rozmowy, więc zaczęliśmy gadać. Jak wróciliśmy, to zadzwoniła do Ciebie, a chwilę potem miała telefon od lekarza, prosił żeby przyszła. Poszedłem z nią, ale zaczekałem na zewnątrz, bo musiałem zapalić. - przerwał.

- I? - powiedziała spokojnym głosem, ale na twarzy malowało się zniecierpliwienie.

- Noo... boo... Byłem trochę niewyżyty...

- Axl... - przymknęła oczy, usiłując nie zamordować Rose'a.

- To było dosłownie 10 minut! - zaprzysiągł się chłopak, opierając się o miękkie, ciemne poduszki. - Ona wyszła z tego szpitala, i jak już miałem do niej iść, to zobaczyłem podjeżdżający samochód, a potem... zniknęła...

- Dlaczego doktor Smith chciał się z nią widzieć?

- Skąd mam wiedzieć, nie powiedział mi.

***


- Dobra, słuchajcie. Trzeba iść na policje zgłosić porwanie. - zaczęła Judy, siedząc przy stole z chłopakami.

- I zadzwonić do Adama. - odparł Steven, zawieszając wzrok na ścianie.

- Ani mi się waż. - syknęła. - Nie będziemy go denerwować na zapas.

- Jesteś pewna? Wydaje mi się, że jednak powinien wiedzieć, to jego siostra... - mruknął Stradlin.

- Wiem. Ale ten wyjazd jest ważny i dla niego i dla całego jego zespołu. A my sobie tu poradzimy. - objaśniła dziewczyna.

- Trzeba iść do lekarz, zapytać się o temat rozmowy, bo coś czuję, że jedno ma jakiś związek z drugim. - zaproponował Duff, paląc dwa papierosy naraz.

- Dobry pomysł. Spodziewamy się jeszcze telefonu, więc...

- Jaki telefon? - zdziwił się Slash, nie przypominając sobie o żadnej umówionej rozmowie czy spotkaniu.

- No skoro ją porwali, to będą chcieli okupu. - wywróciła oczami. - Musimy podzielić się na grupy. Duff, Ty pójdziesz ze Slashem do lekarza. Ja i Steven pojedziemy na komendę, a Izzy z Axlem zostaną, i zaczekają na jakiś sygnał od porywaczy. - zażądała brunetka, po czym wstała. - Tylko... Izzy, Ty odbieraj. - skrzywiła się, patrząc na rudowłosego wokalistę, tańczącego cza-czę.

- Ma się rozumieć. - rytmiczny doskonale zrozumiał przyjaciółkę.

- Dobra Popcorn, chodź... - pociągnęła blondyna za rękę.

W ciszy wsiedli do auta, a następnie dziewczyna odpaliła silnik.

- Judy... - powiedział cicho.

- Słucham.?

- A co jeśli nam się nie uda... - mogłoby się wydawać, że do jasnoniebieskich oczu, napłynęły mu słone łzy.

- Steve, nawet tak nie mów, będzie dobrze. - próbowała go pocieszyć, chociaż sama miała wątpliwości.

Bała się, że Duff miał rację. Jedno z drugim mogło mieć jakieś wspólne korzenie. Chcąc zagłuszyć myśli, włączyła radio. Adler popatrzył na nią lekko zdumiony, ale po chwili zorientował się, że coś niedobrego dzieje się w głowie brunetki. Nie wiedział tylko, co ma zrobić, co powiedzieć. W napiętej atmosferze dojechali na komisariat.

- Dobry wieczór, chciałabym zgłosić porwanie. - oparła się o blat.

- Czyje? - spytał policjant, jedząc pączka.

- Moje. - mruknęła zirytowana obojętnością mężczyzny.

- Imię i nazwisko.

- Pan sobie żartuje? - zmarszczyła brwi.

- Co tu się dzieje? - na korytarz wyszedł mundurowy, zaniepokojony krzykami przy recepcji.

- Nie wiem, dziewczyna chce zgłosić swoje porwanie. - wzruszył ramionami.

- Swoje? - zaskoczony głos ciemnowłosego policjanta rozbawił Adlera., który nagle zaczął się śmiać jak opętany. - Daniel, zastanów się, jak można zgłosić swoje wł asne porwanie. A Was zapraszam do gabinetu.


Kiedy wrócili do Hellhouse, panowała nieprzyjemna cisza. Axl siedział w miejscu, patrząc w jeden punkt, podczas gdy Izzy wyglądał na poddenerwowanego i co chwile mruczał coś pod nosem.

- Chłopaków jeszcze nie ma? - spytała spokojnie Judy, siadając na fotelu.

- Nie. Masz zapalniczkę? - Stradlin wyjął z kieszeni opakowanie fajek, częstując znajomych.

Reakcji nie wykazał jedynie wokalista. Na wszelki wypadek upewnili się, czy rudy w ogóle oddycha. Nikt nie czuł potrzeby odezwania się jakimkolwiek słowem. Czekali tylko na przyjaciół, mając nadzieję, że przyniosą dobrą nowinę.

- O, szybko wróciliście. - do salonu wszedł zdyszany blondyn.

- I co? - spytała dziewczyna, olewając spostrzeżenie przyjaciela.

- Powiedział nam. - kiwnął głową basista, rzucając się na sofę.

- Ale co? - podniosła głos i nabrała głośno powietrze.

- Smith zadzwonił do Skarlet, i prosił żeby przyszła. Generalnie razem próbowali dojść do tego, kto jest ojcem Ethana. Wczoraj wieczorem wpadł na trop, dzisiaj było to już pewne. Chciał, aby Skarlet do niego przyszła, bo uznał że to nie jest dobry temat na rozmowę telefoniczną.

- A pytałeś, kto jest tym ojcem? - zapytał Axl, wybudzając się z transu, na co wszyscy prócz McKagana i Slasha, odpowiedzieli delikatnym uśmiechem.

- Tak, ale...

- Ale? - przerwała mu Judy, uważnie patrząc na wokalistę.

- Nie powiedział mi. - dokończył, a następnie poszedł do kuchni po wódkę.

- Czyli nie ma już wątpliwości. - podsumował Jeff, wyrzucając papierosa gdzieś za fotel.

- Co masz na myśli? - spytał Slash, pijąc Danielsa.

- Porwanie ma związek z Ethanem.


***

- Judy? Cześć... - w drzwiach ukazał się zaspany Jerah.


- Porwali Skarlet. - walnęła dziewczyna na wstępie.

- Co? - popatrzył na nią uważnie.

- To co słyszałeś.

- Kto i po co? - wpuścił Judy do domu.

- Chodzi o Ethana...

- O tego malucha? - dopytywał się zdenerwowanym głosem.

- Tak. Skarlet wie kto jest ojcem.

Chłopak otworzył usta, ale nic nie powiedział. Szybko zdał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej znalazła się szatynka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hand Signal...Rock On