-
… No i mi powiedzieli... - Axl siedział w kuchni ze Skarlet. - Nie
mów chłopakom, dobra? - spojrzał na przyjaciółkę z prośbą w
oczach.
-
Nie powiem, sam im powiesz. - mruknęła, a następnie wyszła z
pomieszczenia.
-
Świetnie... - odstawił szklankę do zlewu, po czym przeszedł do
pokoju, w którym odbywała się mini impreza.
-
Rudzielcu, jednak żyjesz! - krzyknął rozbawiony Adler, tarzając
się po podłodze.
Rose
burknął coś pod nosem, wbiegł po schodach na górę, i trzasnął
drzwiami.
-
Chyba nie ma humoru. - podsumował perkusista, siadając po turecku
naprzeciwko znajomych.
-
Lepiej go teraz nie drażnijcie. - dodała powoli Judy, przyglądając
się kartom, które trzymała w ręku.
-
Wy coś wiecie. - zakomunikował Slash, badając dziewczyny wzrokiem.
-
No na pewno więcej niż Wy. - ironiczny uśmiech zagościł na
twarzy szatynki. - Słuchajcie, nie wiem jak Judy, ale ja chyba
postaram się doczołgać do domu.
-
Czekaj, pójdę z Tobą. - Steven złapał dziewczynę za kostkę.
-
A idź pan, wybieram się do domu, nie do Rainbow..
-
Ktoś musi pójść ze mną do baru. - odrzekł zasmucony blondyn,
obdarzając przyjaciół przeuroczym wzrokiem.
-
Idź sam, przecież masz już 21 lat. - wzruszył ramionami Izzy,
zapalając papierosa.
-
To pójdę do chłopaków ze Skid Row. - burknął obrażony.
Nie
uzyskując odpowiedzi, wstał, i jak zaplanował, tak
zrobił.
***
Dwa dni później
- O, cześć Duff... - Judy wpuściła
basistę do domu. - Coś nie tak? - zapytała, widząc krzywą minę
przyjaciela.
- Erin u nas jest... - siadł, a raczej
rzucił się na bordowy fotel.
- I co w związku z tym? - zmarszczyła
czoło, siadając na parapecie.
- Znowu się kłócą, nie wiem o co im
poszło, nawet nie starałem się dowiedzieć. Wszyscy wyszli, bo
mieli ich dosyć.
- Wiesz, dwa silne charaktery się
spotkały. - mruknęła rozbawiona brunetka.
- Pewnie masz rację... - odparł spokojnie
chłopak, rozglądając się po mieszkaniu dziewczyny.
Ściana z szafy na książki. To chyba
najdziwniejszy, ale jednocześnie najbardziej zaskakujący pomysł na
mebel, jaki dotychczas spotkał. Czerwony abażur tłumił światło,
nadając salonowi pewnego przyjemnego mroku.
- A wracając do tematu o Axlu... -
spojrzał na przyjaciółkę. - Co się dzieje?
Brunetka westchnęła. Opuściła jedną
nogę na dół, a wzrok przeniosła na blondyna.
- Rozumiem, nie chcesz powiedzieć, to nie
mów...
- Wydaję mi się, że to on powinien Was o
tym poinformować. Przepraszam. - skrzywiła się jednoznacznie.
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się
blado. - Mam wrażenie, że Izzy znowu spotkał nieodpowiednich ludzi
- kontynuował.
- Co masz na myśli?
- Czasem nie wraca do domu, a zdarza się,
że nie ma go tydzień. Ostatnio zawitał do domu z siniakiem na pół
twarzy.
- Wiem, że się o niego martwisz, ale to
jego wybór. - doskonale zdawała sobie sprawę, jak może skończyć
się ingerowanie w cudze życie.
- Ale jak mu się coś stanie, to gdzie my
znajdziemy takiego gitarzystę? Poza tym, bez Jeffa to nie będzie
już Guns N' Roses. Całą piątką tworzymy ten zespół...
Dziewczyna pokiwała jedynie głową,
słuchając w milczeniu. Blondyn opowiadał jej o tym, jak poznał
przyjaciół, jak zaczęli pierwsze próby. Znała tę historię na
pamięć, ale wiedziała, że tylko w ten sposób ulży basiście.
***
- Nie rozumiesz. - Rose znów podniósł
głos.
- Obawiam się, że niestety rozumiem. -
syknęła Erin, stojąc tyłem do partnera.
- Ja nic takiego nie pamiętam, to nie może
być prawda! - krzyknął zdenerwowany, rzucając talerzem.
- Pij dwa razy więcej, a na pewno będziesz
pamiętał! - wyszła do salonu, zostawiając rudowłosego w kuchni.
- Ta dziewczyna jest na moim sumieniu, nie
Twoim, więc nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. - powiedział
spokojnym, aczkolwiek nieprzyjemnym tonem, kiedy pojawił się w
pokoju obok.
- Wybaczyłam Ci wiele zdrad, ale to... nie
pomyślałam, że coś takiego może mieć miejsce. - zasłoniła
twarz dłońmi.
- Mogłem zachować to dla siebie, miałbym
przynajmniej święty spokój. - mruknął, opierając się plecami o
ścianę.
- Jak Ty to sobie teraz wyobrażasz?
Chciałeś się wybić, być znany. Udało Ci się. Ale przez taki
jeden błąd, możesz stracić wszystko...
Axl nie odpowiedział. Siedział w
milczeniu, wpatrując się gdzieś w dal. Nie widział potrzeby
ciągnięcia tej konwersacji. Był zdenerwowany do granic możliwości.
Nie chcąc kolejnego napływu złości, wyszedł z Hellhousa. Bez
słowa pożegnania, zostawił brunetkę samą. Był na nią wściekły,
wręcz znienawidził ją na moment. Nie rozumiał, dlaczego wtrącała
się w jego życie. A co się stało, już się nie odstanie. Zdawał
sobie sprawę, że popełnił błąd, a teraz będzie musiał ponieść
konsekwencje. Nie trzeba było mu tego uświadamiać.
Poszedł do pierwszego lepszego
monopolowego, kupił co miał kupić, ale nie wiedział gdzie ma iść.
Przecież nie wróci teraz do domu, nie potrafi spojrzeć jej w oczy.
Potrzebował rozmowy, to fakt. Tylko z kim? Slash u dziewczyny,
Steven baluje z Motleyami. Izzy jak wyszedł, tak pewnie nie wróci
przez co najmniej trzy dni, a Duff... Właściwie, nie wie gdzie
blondyn się podziewał. Siadł z flaszką wódki na ławce, pustym
wzrokiem patrząc na zatłoczoną ulicę Sunset Strip.
***
Rozmowę Judy i Duffa przerwał telefon,
jak się okazało, od Skarlet.
- Nie chyba nie... Nie wiem, nie zwróciłam
na to uwagi... Dobra, będę uważać, trzymaj się. - mina
dziewczyny rozwiała jakiekolwiek wątpliwości.
- Co się stało? - zapytał lekko
przerażony basista.
- Skarlet powiedziała, że jak wracała od
Jeraha do domu, to ktoś ją śledził... - odpowiedziała
zaniepokojona, powoli siadając na kanapie.
- Kto?
- Archanioł Gabriel. - ironia wkradła się
do głosu brunetki. - Skąd mamy wiedzieć...
- Faktycznie u Ciebie pod blokiem stało
jakiś dwóch kolesie, ale myślałem, że tu mieszkają... - myślał
głośno McKagan.
- A skąd pewność, że tu nie mieszkają?
To duży blok, duże osiedle, różni ludzie tu mieszkają. - Judy
próbowała pozbyć się tej myśli.
- Dlaczego ona w ogóle od niego wróciła?
- zastanawiał się dalej.
- Chyba znowu się posprzeczali. - mruknęła
zamyślona, wpatrując się w okno.
- A Adama nie ma w domu?
- Z tego co wiem, to jest z zespołem w
trasie. Wczoraj grali ten koncert ze Slashem, a potem wyjechali,
chyba do Arizony. Mają pod koniec tygodnia wrócić.
- Zaraz, przecież mogło jej się wydawać.
Jest zmęczona i wiesz...
Dziewczyna skrytykowała go wzrokiem.
Oczywiste było, że nikt obcy nie wchodzi wieczorem na osiedle domków
jednorodzinnych, tylko po to, aby pospacerować.
Po dwóch godzinach rozmowy, do mieszkania
Judy wpadł roztrzepany Axl.
- Jezu, koleś, co się stało? - patrzył
na niego Duff, uznając przyjaciele za skończonego idiotę.
- Porwali Skarlet. - wysapał resztkami
sił, opierając się ręką o ścianę.
- Co? - zapytała Judy, odwracając się w
stronę rudowłosego, z morderczym wzrokiem.
- Nic. - zmieszał się wokalista.
- Axl...
- Dobrze, już mówię... - siadł na
kanapie naprzeciwko znajomych.
Wyglądał jak na przesłuchaniu. Cały
czas rozglądał się po pokoju, ręce mu drżały i nie mógł się
skupić. Brunetka wlepiła w niego oczy, Duff siedział jakby
nieobecny i nic nie mówił.
- Spotkałem ją przy sklepie muzycznym,
wracała od tego swojego... Jeremiego...
- Jeraha. - poprawiła go Brown.
- No tak, jeden chuj. Ja potrzebowałem
rozmowy, więc zaczęliśmy gadać. Jak wróciliśmy, to zadzwoniła
do Ciebie, a chwilę potem miała telefon od lekarza, prosił żeby
przyszła. Poszedłem z nią, ale zaczekałem na zewnątrz, bo
musiałem zapalić. - przerwał.
- I? - powiedziała spokojnym głosem, ale
na twarzy malowało się zniecierpliwienie.
- Noo... boo... Byłem trochę niewyżyty...
- Axl... - przymknęła oczy, usiłując
nie zamordować Rose'a.
- To było dosłownie 10 minut! -
zaprzysiągł się chłopak, opierając się o miękkie, ciemne
poduszki. - Ona wyszła z tego szpitala, i jak już miałem do niej
iść, to zobaczyłem podjeżdżający samochód, a potem...
zniknęła...
- Dlaczego doktor Smith chciał się z nią
widzieć?
- Skąd mam wiedzieć, nie powiedział mi.
***
- Dobra, słuchajcie. Trzeba iść na
policje zgłosić porwanie. - zaczęła Judy, siedząc przy stole z
chłopakami.
- I zadzwonić do Adama. - odparł Steven,
zawieszając wzrok na ścianie.
- Ani mi się waż. - syknęła. - Nie
będziemy go denerwować na zapas.
- Jesteś pewna? Wydaje mi się, że jednak
powinien wiedzieć, to jego siostra... - mruknął Stradlin.
- Wiem. Ale ten wyjazd jest ważny i dla
niego i dla całego jego zespołu. A my sobie tu poradzimy. -
objaśniła dziewczyna.
- Trzeba iść do lekarz, zapytać się o
temat rozmowy, bo coś czuję, że jedno ma jakiś związek z drugim.
- zaproponował Duff, paląc dwa papierosy naraz.
- Dobry pomysł. Spodziewamy się jeszcze
telefonu, więc...
- Jaki telefon? - zdziwił się Slash, nie
przypominając sobie o żadnej umówionej rozmowie czy spotkaniu.
- No skoro ją porwali, to będą chcieli
okupu. - wywróciła oczami. - Musimy podzielić się na grupy. Duff,
Ty pójdziesz ze Slashem do lekarza. Ja i Steven pojedziemy na
komendę, a Izzy z Axlem zostaną, i zaczekają na jakiś sygnał od
porywaczy. - zażądała brunetka, po czym wstała. - Tylko... Izzy,
Ty odbieraj. - skrzywiła się, patrząc na rudowłosego wokalistę,
tańczącego cza-czę.
- Ma się rozumieć. - rytmiczny doskonale
zrozumiał przyjaciółkę.
- Dobra Popcorn, chodź... - pociągnęła
blondyna za rękę.
W ciszy wsiedli do auta, a następnie
dziewczyna odpaliła silnik.
- Judy... - powiedział cicho.
- Słucham.?
- A co jeśli nam się nie uda... - mogłoby
się wydawać, że do jasnoniebieskich oczu, napłynęły mu słone
łzy.
- Steve, nawet tak nie mów, będzie
dobrze. - próbowała go pocieszyć, chociaż sama miała
wątpliwości.
Bała się, że Duff miał rację. Jedno z
drugim mogło mieć jakieś wspólne korzenie. Chcąc zagłuszyć
myśli, włączyła radio. Adler popatrzył na nią lekko zdumiony,
ale po chwili zorientował się, że coś niedobrego dzieje się w
głowie brunetki. Nie wiedział tylko, co ma zrobić, co powiedzieć.
W napiętej atmosferze dojechali na komisariat.
- Dobry wieczór, chciałabym zgłosić
porwanie. - oparła się o blat.
- Czyje? - spytał policjant, jedząc
pączka.
- Moje. - mruknęła zirytowana
obojętnością mężczyzny.
- Imię i nazwisko.
- Pan sobie żartuje? - zmarszczyła brwi.
- Co tu się dzieje? - na korytarz wyszedł
mundurowy, zaniepokojony krzykami przy recepcji.
- Nie wiem, dziewczyna chce zgłosić swoje
porwanie. - wzruszył ramionami.
- Swoje? - zaskoczony głos ciemnowłosego
policjanta rozbawił Adlera., który nagle zaczął się śmiać jak
opętany. - Daniel, zastanów się, jak można zgłosić swoje wł
asne porwanie. A Was zapraszam do gabinetu.
Kiedy wrócili do Hellhouse, panowała
nieprzyjemna cisza. Axl siedział w miejscu, patrząc w jeden punkt,
podczas gdy Izzy wyglądał na poddenerwowanego i co chwile mruczał
coś pod nosem.
- Chłopaków jeszcze nie ma? - spytała
spokojnie Judy, siadając na fotelu.
- Nie. Masz zapalniczkę? - Stradlin wyjął
z kieszeni opakowanie fajek, częstując znajomych.
Reakcji nie wykazał jedynie wokalista. Na
wszelki wypadek upewnili się, czy rudy w ogóle oddycha. Nikt nie
czuł potrzeby odezwania się jakimkolwiek słowem. Czekali tylko na
przyjaciół, mając nadzieję, że przyniosą dobrą nowinę.
- O, szybko wróciliście. - do salonu
wszedł zdyszany blondyn.
- I co? - spytała dziewczyna, olewając
spostrzeżenie przyjaciela.
- Powiedział nam. - kiwnął głową
basista, rzucając się na sofę.
- Ale co? - podniosła głos i nabrała
głośno powietrze.
- Smith zadzwonił do Skarlet, i prosił
żeby przyszła. Generalnie razem próbowali dojść do tego, kto
jest ojcem Ethana. Wczoraj wieczorem wpadł na trop, dzisiaj było to
już pewne. Chciał, aby Skarlet do niego przyszła, bo uznał że to
nie jest dobry temat na rozmowę telefoniczną.
- A pytałeś, kto jest tym ojcem? -
zapytał Axl, wybudzając się z transu, na co wszyscy prócz
McKagana i Slasha, odpowiedzieli delikatnym uśmiechem.
- Tak, ale...
- Ale? - przerwała mu Judy, uważnie
patrząc na wokalistę.
- Nie powiedział mi. - dokończył, a
następnie poszedł do kuchni po wódkę.
- Czyli nie ma już wątpliwości. -
podsumował Jeff, wyrzucając papierosa gdzieś za fotel.
- Co masz na myśli? - spytał Slash, pijąc
Danielsa.
- Porwanie ma związek z Ethanem.
***
- Judy? Cześć... - w drzwiach ukazał się
zaspany Jerah.
- Porwali Skarlet. - walnęła dziewczyna
na wstępie.
- Co? - popatrzył na nią uważnie.
- To co słyszałeś.
- Kto i po co? - wpuścił Judy do domu.
- Chodzi o Ethana...
- O tego malucha? - dopytywał się
zdenerwowanym głosem.
- Tak. Skarlet wie kto jest ojcem.
Chłopak otworzył usta, ale nic nie
powiedział. Szybko zdał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej znalazła
się szatynka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz