Z
pomieszczenia dobiegały dźwięki muzyki, bowiem tam właśnie
odbywała się próba.
-
I tak jest codziennie... - westchnęła marudnie Skarlet, siedząc w
salonie z dziwnie zachowującym się Stevenem. - Co Ty tak właściwie
robisz? - po kilku minutach w końcu zwróciła uwagę na gościa,
który leżał na podłodze niczym syrenka.
-
Ciii... - przyłożył palec do ust.
Czarnowłosa obserwowała blondyna podejrzliwym wzrokiem, mając nadzieję, że
zaraz wytłumaczy jej, o co chodzi.
-
O, cześć... - z pokoju ''muzyki'' wyszedł zmęczony basista –
Shannon.
-
Uważaj! - ryknął Adler, rzucając się na nogi chłopaka. - Tu
jest Daisy... - dokończył już nieco spokojniej, z błogim
uśmiechem na twarzy.
-
Kto? - Shannon wlepił oczy w perkusistę, zastanawiając się, o
czym, a raczej o kim on w ogóle mówi.
-
Daisy... - powtórzył Steven, ukazując małą biedronkę, chodzącą
po podłodze.
Basista stał przez chwilę skołowany, nie
wiedząc czy ma to uznać za normalne, czy wręcz przeciwnie.
-
Pomińmy to... - mruknął pod nosem. - Macie coś do picia?
-
W kuchni pod stołem. - odpowiedziała monotonnie, patrząc w okno.
Sytuacja
sprzed kilku tygodni wciąż nie dawała jej spokoju. To wszystko
wydawało się jakieś dziwne. Po co ktoś zostawiałby dziecko na
zewnątrz w taką pogodę? I skąd ono wzięło się u chłopaków?
Paranoja.
-
Hm... Skarlet... A jest coś mocniejszego? - głos niósł się z
pomieszczenia obok.
Dziewczyna
westchnęła zmęczona, ale z litością odkrzyknęła przyjacielowi:
-
U Adama w pokoju. - podpowiedziała.
Radosny
basista wbiegł po schodach na górę i tyle go widziano.
-
Gdzie idziesz? - zapytał Steven, gdy zauważył ubierającą się
czarnowłosa.
-
Do raju. - mruknęła obojętnie. - Cześć.
Perkusista
nawet nie zdążył odpowiedzieć. Poczuł się jakoś samotnie, ale
na szczęście na pomoc przyszła mu Daisy.
-
Widzisz kochanie, wszyscy nas zostawili. - szepnął, kładąc
zwierzę na swoją dłoń.
***
- Axl, weź Ty już lepiej nie pij. - po
spotkaniu z Percym, Rose powędrował do baru z Izzym. Bo przecież
alkoholu nigdy za wiele.
-
Daj spokój. - przeciągnął rudowłosy, ruchem ręki zamawiając
kolejną porcję wódki.
-
Stary, ja idę do domu. - rytmiczny myślał, że może w ten sposób
przekona wokalistę do powrotu.
-
To idź, trafię sam.
Jeszcze
chwilę zastanawiał się, czy może zostawić przyjaciela samego.
Zna go bardzo dobrze i doskonale wie, że prędzej czy później
wpakuje się w jakieś tarapaty. Z drugiej strony ma serdecznie dosyć
jego zachowania. Po krótkim namyśle, stwierdził że przecież nie
jest niańką, a Axl jest już dorosły i niech sam sobie radzi.
Odstawił kieliszek, po czym wyszedł na mokrą ulicę Los Angeles.
Nie
wiedział ile już się tak włóczył, aczkolwiek był pewny, że
jest późno. Nie miał jednak najmniejszej ochoty wracać do tego
zbiorowiska bakterii. Podobała mu się ta część miasta,
szczególnie nocą. Park był jednym z ulubionych miejsc Izziego,
miał z nim świetne wspomnienia.
-
Skarlet! Hej! - krzyknął do szatynki, gdy tylko ujrzał ją na
horyzoncie.
-
Cześć, a co Ty tu robisz? - spytała zdziwiona, podsuwając
przyjacielowi opakowanie z papierosami.
Stradlin
oczywiście skorzystał z propozycji, a następnie opowiedział
dziewczynie wszystko po kolei.
-
Slash i Steven u nas są, wbijasz? - wyrzuciła fajkę, po czym
pytająco spojrzała na rytmicznego.
-
W sumie... pewnie.
Całą
drogę rozmawiali o wielce ważnych sprawach ludzkiego bytu, sensie
życia oraz na inne filozoficzne tematy.
-
Coś głośno u Was. - skomentował Jeff, słysząc muzykę
dochodzącą z jasnego domku jednorodzinnego.
-
Tak, i martwi mnie to, bo jak wychodziłam to było spokojnie. -
zmarszczyła brwi, westchnęła, a następnie wpuściła gościa do
mieszkania.
W
środku napotkała masę ludzi. Szkoda tylko, że połowy nie znała.
Zastanawiała się, dlaczego nie ma tu jeszcze policji. Mijała
pijanych, naćpanych ludzi. Znaleźli się i nieprzytomni, albo po
prostu byli martwi, jakoś bardzo jej to nie przeszkadzało, chciała
tylko zlokalizować brata.
-
Slash, gdzie jest Adam? - spytała uśmiechniętego Mulata,
siedzącego pod ścianą.
Najwidoczniej
był dumny z życia, przynajmniej na takiego wyglądał. W prawej
dłoni trzymał Danielsa, to znaczy tylko butelkę, zawartość
prawdopodobnie została wchłonięta przez gitarzystę.
-
No... Kiedyś widziałem go... chyba... w... nie pamiętam... -
ciągnął niewyraźnie, mlaskając co chwile, a to z kolei jeszcze
bardziej utrudniało dogadanie się z chłopakiem.
Skarlet
pokiwała niezadowolona głową, po czym poszła dalej szukać kogoś,
kto w ciągu ostatnich dwóch godzin widział jej brata. Przepchać
się przez ten tłum było trudno, a jeszcze ciężej było
przetrwać. Śmierdziało niemiłosiernie, nie chciała nawet
wiedzieć skąd dochodzi ten nieprzyjemny zapach. Wpadło na nią
kilku ludzi, gadając od rzeczy, ale spychała ich na bok olewając
zagrożenia jakie na nich czyhają.
- Cześć, znasz Adama? - wleciała na
jakiegoś trzeźwo wyglądającego chłopaka.
-
Kogo?
-
Mieszka tu... i prawdopodobnie jest organizatorem tej imprezy. -
rozglądała się na wszystkie strony, wzrokiem szukając tej jednej
osoby. Czy to aż tak wiele?
-
Nie znam. - mruknął, wziął butelkę z piwem, po czym zniknął w
ścianie ludzi.
Prawdopodobnie
gdyby nie pomoc Melisy, nigdy nie wpadłaby na pomysł, że jej
przyjaciele siedzą w piwnicy. Ostatni raz odwiedziła ją ze dwa
lata temu, było tam mokro i nieprzyjemnie. Najwidoczniej im to nie
przeszkadzało. Całe pomieszczenie wypełniał dym, śmiechy i zapach wódki oraz frytek.
Znalazła
też brata, ale po jego stanie widać było, że z nim nie
porozmawia. Chłopak gadał coś o jakiś dinozaurach, cała reszta
tylko kiwała głowami, mówiąc że to prawda. Przez moment stała
zdezorientowana, próbując ułożyć to w coś, co miało sens, ale
jej się nie udało. Mruknęła coś, strzeliła facepalma, a
następnie opuściła piwnicę, wracając z powrotem na górę.
***
- Już idę... - mruknął zaspany basista,
schodząc na dół. - Halo? - przyłożył słuchawkę do ucha.
- Cześć Duffy...
- Axl? Gdzie Ty jesteś? - odchrząknął,
a następnie oparł się prawą ręką o ścianę.
- W areszcie...
- Co? - wyprostował się blondyn, mając
nadzieje, że przyjaciel tylko żartuje.
- Długa historia, ale nie obrażę się,
jak po mnie przyjedziecie.
- Dobra, daj mi chwilę...
- Za dwie godziny. - przerwał mu
rudowłosy.
- Co za dwie godziny? - niecierpliwił się
McKagan.
- Przyjedźcie za dwie godziny, pa. -
wokalista odłożył słuchawkę.
Michael natychmiast pobiegł do swojego
pokoju, ubrał się, po czym wziął kluczyki od auta, i wybiegł z
domu. Droga, którą normalnie pokonywał w 15 minut, dziwnym
sposobem skróciła się do 5 minut. Wjechał na osiedle domków
jednorodzinnych, odnalazł ten właściwy, a następnie zaparkował
samochód. Jakież wielkie było jego zdziwienie, gdy drzwi otworzyła
mu jakaś obca osoba.
- Eee... Jest Adam? Albo Skarlet? - zapytał
niepewnie, widząc przed sobą młodą blondynkę z niewyraźnym
wyrazem twarzy.
- Nie. To znaczy Adam jest, Skarlet nie
wiem. - wpuściła chłopaka do środka, znikając na podłodze
żywych trupów.
Chłopak szedł wolnym krokiem, rozglądając
się po pomieszczeniu. Niektóre twarze wydawały mu się znajome,
chociaż w rzeczywistości nie znał tych ludzi. Puste, porozbijane
butelki, zastąpiły podłogę, na drzwiach wisiały ubrania, pod
stołami leżały pudełka po pizzy. Jednym słowem był burdel, ale
nie dosłownie. Starał się nikogo nie zdeptać i niczego nie
zepsuć, a był to nie lada wyczyn. Szukał albo przyjaciół, albo
kogoś trzeźwego, ale po pół godzinie spacerowania po domu, uznał,
że bardziej prawdopodobne jest spotkanie matki Teresy. Jego
ratunkiem okazała się Skarlet, która właśnie weszła do domu.
- O, nie wiedziałam, że też tu byłeś.
- przywitała się w nietypowy sposób.
- No bo nie byłem, szukam chłopaków. -
wytłumaczył, dalej rozglądając się po salonie.
- Steven jest na dole w piwnicy, a reszta
nie wiem. Coś się stało?
Blondyn westchnął, ale niechętnie
odpowiedział przyjaciółce.
- Axl jest w areszcie.
Dziewczyna odchrząknęła, pokiwała głową
i poszła do kuchni. Wyraźnie było widać iż ma coś do
powiedzenia. McKagan zawahał się, ale najpierw poszedł po
perkusistę. Gdy otworzył drzwi, widok wcale go nie zaskoczył.
Ludzie leżeli na podłodze, opary dymu jeszcze się utrzymywały,
zasłaniając ciemniejsze zakamarki pomieszczenia.
- Steve, wstawaj. - pociągnął Adlera za
ramię.
- Co... - zapytał zaspany, z zamkniętymi
jeszcze oczami, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Trzeba odebrać Axla z komisariatu. Gdzie
Slash i Izzy?
- Izzy? Jego tu nie było... - powiedział
lekko zachrypniętym głosem, wzrokiem badając teren. - A Slash...
Nie wiem... Gdzie ja w ogóle jestem?
- W piwnicy. - mruknął niezadowolony
basista. - Dobra, wstawaj i idź na górę, ja pójdę poszukać
naszych gitarzystów.
Kiedy z powrotem znalazł się w salonie,
ludzi zdawało się być mniej. Powoli opuszczali dom, nie za bardzo
wiedząc co tutaj robią, a raczej robili. W kuchni zastał Skarlet.
Siedziała na krześle z podkulonymi nogami, prawdopodobnie
analizując coś w myślach.
- Wszystko okej? - zmarszczył brwi,
zerkając na zegarek.
- Jasne. - machnęła ręką, ale nie
odwróciła wzroku od okna. - Chcesz herbatę?
- Tak. - bardziej zabrzmiało to jak
pytanie, niż odpowiedź.
- To sobie zrób, w lewej szafce są kubki.
- uśmiechnęła się. - Wiesz czemu zgarnęli Axla?
- Nie, nie powiedział mi. Muszę znaleźć
jeszcze Slasha...
- Mnie? - przerwał mu Mulat, który jakimś
cudem pojawił się w progu.
- Tak, Ciebie. Wiesz gdzie jest Izzy?
- No... - odrzekł gitarzysta, siadając na
krześle.
Wyjął z kieszeni spodni papierosa,
zapalił go, po czym oparł głowę o ścianę.
- To go zawołaj, bo musimy jechać.
- Gdzie? - spytał zaskoczony Hudson, a na
jego twarzy ukazał się promienny uśmiech.
- Na komisariat, przymknęli nam wokalistę.
- westchnął znudzony Duff, obracając w ręku kubek.
W razie gdyby ktokolwiek miał jeszcze
pytania, blondyn wyszedł szybko z domu, i wsiadł do samochodu.
Włączył radio, akurat leciało Sex Pistols, więc humor mu się
poprawił. Zniecierpliwiony czekał na przyjaciół.
***
- Dzień dobry. - Stradlin przywitał się
z policjantem siedzącym na komisariacie. - Trzymacie tu naszego
przyjaciela.
- Imię i nazwisko? - burknął mężczyzna,
pisząc coś na komputerze.
Na stercie papierów, które przypominały
ręczniki do wycierania rozlanej kawy, leżały kajdanki, okruszki po
ciastkach, jakieś teczki, papierosy. Biurko wydawało się być Hellhousem
w czystszym wydaniu.
- Ale moje czy kolegi?
- Kolegi. - funkcjonariusz wywrócił
oczami, a następnie z brązowej, papierowej siatki, wyjął
kanapkę.
- William Rose. - odparł szatyn, zdejmując
okulary przeciwsłoneczne.
- Niestety, ale nie mogę państwa teraz do
niego zaprowadzić.
- Dlaczego? - do biurka doskoczył Slash,
odpychając rytmicznego ręką.
- Ponieważ jest na przesłuchaniu. -
mundurowy dalej nie spojrzał na muzyków. Jego dłonie cały czas
jeździły po klawiaturze.
- Jakim przesłuchaniu? I w ogóle czemu go
zamknęliście? - awanturował się Saul.
- Przepraszam, nie mogę udzielać takich
informacji. - mruknął niewzruszony policjant, przesuwając się na
drugi koniec biurka, aby w spokoju zjeść śniadanie.
- Cholera mnie kiedyś trafi... - mruknął
pod nosem Hudson, siadając na plastikowym krześle w poczekalni.
- Czekajcie, Axl wspominał, że wujek
Charliego pracuje na komendzie. Może on nam coś powie. - na Izziego
zleciało nagłe olśnienie.
- Idealny pomysł, ale jak chcesz go
szukać? Będziesz chodził po korytarzu i krzyczał ''szukam wujka
Charliego''? - skrytykował go zdenerwowany Slash.
Kłótnie przerwał dopiero jasnowłosy
policjant, który wyszedł z sali. Za jego plecami stał skuty Rose.
- Hej stary, co się dzieje? - zapytali
chórkiem, ujrzawszy przyjaciela.
Chłopak pokręcił jedynie głową.
- Dobrze, ze jesteście. Wasz przyjaciel
nie chce mówić, a to się może dla niego źle skończyć.
Koledzy popatrzyli po sobie, po czym Izzy
podszedł nieco bliżej.
- Axl, powiedz im wszystko, to Cię
wypuszczą.
Rudowłosy burknął coś pod nosem,
westchnął, a następnie odwrócił się w stronę policjanta.
***
- Ty chyba żartujesz! Skąd wiesz? - Duff
wypuścił głośno powietrze, siedząc w salonie z zespołem i
przyjaciółkami.
- Byłam dzisiaj rano w szpitalu, doktor
Smith mi powiedział.
- Skoro wiedzą gdzie jest Ethan, to pewnie
będą chcieli go porwać. - mruknął Izzy.
- Po co im dziecko? W końcu zabili już tę
kobietę. - wtrącił Steven, siedząc z kotem na kolanach.
- W sumie racja. - poparł przyjaciela.
- Chyba nie powinnam Wam tego mówić... -
zaczęła Skarlet, niepewnie patrząc na przyjaciółkę. - Ale
chłopiec jest im jeszcze bardziej potrzebny, niż śmierć jego
matki. - dokończyła, gdy Judy kiwnęła głową.
- Nie rozumiem. - Slash zmarszczył brwi,
uważnie rozmyślając nad tym, co dzieje się w życiu tego
bezbronnego dziecka.
- Otóż... Matka Ethana spotykała się z
jednym z tych gangsterów, niejakim Tedem Bundym, ale nie wiadomo,
kto jest ojcem chłopca. Koleś się wkurzył, zerwali, zaczął ją
szantażować i powiedział, że jak mu nie zapłaci, to zrobi coś
dzieciakowi...
- To nie ma sensu...
- Daj mi dokończyć... - westchnęła
czarnowłosa. - Wszystko co miała, zapisała Ethanowi. Oczywiście
majątek dostałby po jej śmierci.
- Dlatego ją zabili...
- Dokładnie. Gorzej jest z małym. Z tego
co wiadomo, Ted nie jest do końca zdrowy psychicznie, a kobieta
wyraźnie napisała, że jeżeli jej dziecko, po 3 roku życia,
zostanie zamordowane w jakiś niemiłosierny sposób, to majątek ma
przejść na Bundiego. Czemu tak zrobiła, nie wiadomo. Jedyną osobą,
która może zmienić testament, jest biologiczny ojciec dziecka.
Problem w tym, że nikt poza nią, nie wie kto to.
Na twarzach znajomych gościło przerażenie
i współczucie. Wszyscy patrzyli po sobie wystraszeni.
- Skąd Ty to wiesz? - zapytał Hudson,
wciąż tak samo zszokowany.
- Charlie był na imprezie. Gadałam z nim
dziś rano, jak poszliście.
- Tak swoją drogą, gdzie jest Axl? - Judy
zauważyła brak wokalisty dopiero po dwóch godzinach.
- W kuchni. Od kiedy wróciliśmy z komendy,
ciągle tam siedzi. - Duff wzruszył ramionami. - Nie chce nam
powiedzieć, za co go wtedy przymknęli.
- Nie wiem jak Was, ale mnie ta historia...
poruszyła. - perkusista zmienił temat, podniósł się, i poszedł
do swojego pokoju.
- Mnie też Steve, mnie też. - mruknął rytmiczny. - To co, gramy w karty?
Wszyscy oprócz Skarlet, chętnie zgodzili
się na propozycję chłopaka. Dziewczyna natomiast powędrowała do
kuchni.
- Axl... - zaczęła już w progu.
- Nie chce mi się gadać. - odburknął, i
odwrócił się w stronę ściany.
- Domyślam się, ale... chyba wiem o co
chodzi...
- Jak to? - zdziwił się William, uważnie
badając szatynkę wzrokiem.
- Rozmawiałam z lekarzem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz